i wideoklipów, jak ten:
C'est la vie, c'est embassy from Look on Vimeo.
Jedno jest pewne: The Embassy wydali 2 płyty studyjne - Futile Crimes z 2002 i Tacking z 2005 roku. Oprócz tego pojawiło się kilka niezależnych singli, jednak to płyty wzbudziły moje szczególne zainteresowanie. Sielankowy nastrój towarzyszący ich nagraniom w połączeniu z tanecznym rdzeniem tworzą iście wyśmienitą mieszankę. Na pewno słychać na ich płytach klasyków rocka pokroju The Cure, ale największymi garściami czerpią jednak ze współczesnego akustycznego grania, a la Belle and Sebastian. Nie zmienia to faktu, że nowinek technicznych nie omijają i skwapliwie z nich korzystają. Jednak największe echa słychać tutaj Beach Boysów:
Urzekające jest jeszcze coś innego - The Embassy zawsze pozostawiają taki pozytywny niedosyt. Ich płyty trwają po 30 minut z małym okładem, zatem zanim zdążymy się wygodnie rozłożyć w sofie ze szklanką soku pomarańczowego i myślami powędrować w słoneczne rejony świata, już musimy wstawać, by zmienić CD.
Kolejna zagadka - nie wiem co robi tu Mel Gibson
The Embassy są czarujący z jeszcze jednego prostego powodu: ich piosenki są przepełnione dobrą energią i w ogóle nie chcą się znudzić. Naprawdę można słuchać bez końca. Muzyka, która absolutnie nie przeszkadza.
Call It What You Want
Dziwna strona internetowa The Embassy: http://www.theembassy.info/
Marcin Bareła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz