8 marca 2010

Oceniamy: Gorillaz - Plastic Beach



GORILLAZ - PLASTIC BEACH (PARLOPHONE)

Ilekroć słyszę tego faceta zastanawiam się: "jak on to robi?"; jak ten przeszło czterdziestoletni facet, który stworzył już właściwie cały muzyczny alfabet ciągle powołuje fantastyczne projekty, komponuje płyty, piosenki które są poza zasięgiem przeciętnego kompozytora? Damon Albarn jest po prostu geniuszem; to on, wraz z Blur, pokazał środkowy palec angloamerykańskim tradycjonalistom; to on włączył do muzyki rock elementy arabskie; to on w końcu - wraz z Jamie Hewlettem powołał w 1998 roku zespół Gorillaz (który de facto miał być początkowo żartem). W ciągu przeszło 20 lat Albarn zadziwiał świat muzycznymi eksperymentami ale i zdolnością do tworzenia epickich melodii. Damon Albarn ma jeszcze jedną cechę: potrafi sprowadzić do swojej muzycznej "chatki" artystyczny świadek najwyższego pokroju, co "gwiazdom" estrady przychodzi z trudem. W przypadku Plastic Beach mamy - można powiedzieć - wręcz "zjazd" śmietanki artystycznej.

Albarn ma, za to co zrobił szacunek wielkich muzyki, nadąsani sceny na jego zawołanie schodzą się niczym piłkarze do szatni. On odwdzięcza się zresztą... także występując gościnnie (Massive Attack). Ale nie odejmujmy nic od reszty - Gorillaz tworzą przecież Murdoc Niccals, Russel Hobbs i Noodle. Jednak to Albarn (2D) komponuje lub współkomponuje większość materiału (razem z Hewlettem!). A ten w przypadku Plastic Beach jest trochę wirtualną, wymyśloną, ale prawdziwie ekscytującą przygodą.

Zapowiadający całość, singlowy Stylo, wyjęty trochę z wczesnego Massive Attack, od razu rozbudził apetyty, zresztą Goryle przyzwyczaili już do świetnych singli. Plastic Beach jest syntezą popowego rapu, electropopu, klubowego electro, dubowego hip hopu, jungle, balladowego rocka i Bóg wie czego jeszcze. Wszystko o dziwo do siebie pasuje, tworząc niezwykły kolaż muzyki świata; obok siebie syntezatory, sample, flety, orientalny rebab, skrzypce, odgłosy ptaków, gitary; głosy Yukimi Nagano, Mosa Defa czy Lou Reeda. Obawiam się, że to nie udałoby się innym, nawet przy najszczerszych chęciach. Gorillaz się udało. Opowieść o zepsutym, sztucznym świecie i pewnej plastykowej wyspie, miejscu ucieczki i schronienia. Wyspy nie ma, ale każdy może sobie ją stworzyć i się do niej wybrać. Jak zwykle w przypadku Albarna trochę wspomnień (także tych alkoholowych) i miłości.

Jest to na pewno najciekawsza płyta Gorillaz; pełna nowych pomysłów, chyba bardziej odważna - ale i nieco spokojniejsza od poprzedniczek. Jeżeli pierwsza płyta była czystą zabawą, druga rzeczą bardziej zaangażowaną i melancholijną - tak Plastic Beach to swoisty eksperyment pod kontrolą. Eksperyment nie wolny od wad, ale dowód na niewyczerpany geniusz Albarna. Więcej takich podróży na wyspę Plastic, proszę!

Ocena: 4,5
Marcin Bareła



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz