29 października 2009

Mika Urbaniak w MCK




Koncert Miki Urbaniak w Miejskim Centrum Kultury w Rudzie Śląskiej to był mój pierwszy kontakt z muzyką tej artystki na żywo. Moje oczekiwania i nastawienie okazały się słuszne – dostaliśmy pospolity, grzeczny występ wypełniony pospolitą muzyką. Czy to źle – chyba nie choć nie mogę wyrazić nic więcej ponad fakt, że występ był poprawny.
Nad poprawnością czuwali:
Mika Urbaniak - vocal
Miłosz Wośko- inst. klawiszowe
Tomasz Krawczyk -gitara
Maciej Szczyciński - kontrabas
Sebastian Frankiewicz – perkusja.



Najlepiej, a na pewno najefektowniej prezentował się perkusista, pozwalając sobie na długą, przeszłopięciominutową solówkę przed Lovin’ Leeds A Deadline. Grając ciągle poprawiał czapkę, choć wyglądało to tak, jakby w ogóle o tym nie myślał. Fajnymi solówkami gitarowymi popisywał się Tomasz Krawczyk: świetnie, dynamicznie zabrzmiał kawałek Break Away, chyba najlepszy utwór na Closer (Debiut Miki). Oczywiście piosenki z Closer wypełniły cały koncert, choć znalazł się czas także na swobodne interpretacje, jak choćby krótka, ale ciekawa wersja Can’t Buy Me Love Beatlesów. Duże wrażenie zrobił kończący płytę Closer, Take Your Time, zaczynający się niewinną akustyczną gitarą, jak najprostsza ballada, powoli przechodził w bardziej jazzową improwizację, by zakończyć się kołysaniem reggae. Ciekawe wrażenie robił też gitarowy Glitter.
Nigdy nie byłem wielkim fanem soulu czy jazzu, Mika Urbaniak być może swoją muzyką do tychże zachęci. Tym bardziej, że zespół miejscami ociera się o różnorodne klimaty, odważnie mieszając lounge, tradycyjną muzykę amerykańską i elementy rocka. Jednak tutaj potrzebne jest pójście dalej. Życząc Mice dalszych poszukiwań, czekam na coś więcej.



Marcin Bareła

28 października 2009

Setlista 28.10.2009

1. Grizzly Bear - While You Wait For the Others ("Veckatimest",2009)
2. The Flaming Lips - Silver Trembling Hands ("Embryonic",2009)
3. Alec Ounsworth - South Philadelphia ("Mo Beauty",2009)
4. Porcupine Tree - The Blind House ("The Incident",2009)
5. Sting - Lullaby For An Anxious Child ("If on A Winter's Night",2009)
6. The Heavy - Short Change Hero ("The House That Dirt Built",2009)
7. Let The Boy Decide - Behind My Wolf Eyes (2009)
8. Ms. No One - Colder ("Don't Ask Don't Tell",2009)
9. St. James Hotel - Pachnąc Grzechem (2009)
10. Archive - Come on Get High ("Controlling Crowds Part IV",2009)
11. Dick4Dick - Hollywood ("Summer Remains",2009)
12. Charlotte Gainsbourg - IRM (2009)

22 października 2009

Setlista 21.10.2009

1. Editors - Eat Raw Meat = Blood Drool ("In this Light and on this Evening",2009)
2. The Notwist - Your Signs ("Shrink",1998)
3. The Notwist - Sarajevo 2 ("Storm OST",2009)
4. Archive - Pills ("Controlling Crowds Part IV", 2009)
5. The Flaming Lips - Watching the Planets ("Embroynic", 2009)
6. Kings of Convenience - 24-25 ("Declaration of Dependence",2009)
7. The Heavy - How You Like Me Now ("The House That Dirt Built",2009)
8. Grizzly Bear - Fine for Now ("Veckatimest",2009)
9. Soap&Skin - The Sun ("Lovetune For Vacuum",2009)

Link do audycji:

http://www.sendspace.com/file/re5w0c

21 października 2009

Archive 15.10.2009 „Klub Studio” Kraków

Minęło już parę dni od koncertu, a cały czas nie potrafię ochłonąć i ubrać w słowa swoich wrażeń, tak aby oddawały one nastrój tego niezwykłego wieczoru w wypełnionym po brzegi krakowskim klubie Studio. Ale mimo wszystko spróbuje, choć będzie to trudne..



Nie był to mój pierwszy kontakt z muzyką Archive na żywo – widziałem ich trzy lata wcześniej w tym samym miejscu, kiedy to promowali swój poprzedni album „Lights”. Tamten koncert do dziś uważam, za jeden z najlepszych w swoim życiu. Tym większe były teraz moje obawy, że mnie niczym nowym nie zaskoczą, ale po pierwszych taktach tytułowego utworu nowej płyty „Controlling Crowds” odeszły one bezpowrotnie. Było znacznie potężniej niż wtedy (zwłaszcza w czasie czterdziestominutowego bisu), a jak wiadomo zespół Archive na żywo prezentuje się znacznie ostrzej niż, ma to miejsce na ich studyjnych płytach. Gitary świergoczą aż miło! Nie inaczej było tym razem zwłaszcza podczas fantastycznego wykonania piosenki „Numb” na 5 gitar ( 4 elektryki i bas). Panom z Archive reakcja publiczności spodobała się na tyle, że rozciągnęli ten numer do granic możliwości grając go prawie 9 minut, mimo że w wersji studyjnej jest on znacznie krótszy. Takich ścian gitar z pewnością na długo nie zapomnę. Ale nie był to jedyny mocny punkt tego koncertu.

Jeśli komuś podoba się ich ostatnia płyta „Controlling Crowds” nie mógł czuć się zawiedziony, gdyż można było ją usłyszeć prawie w całości i to nawet w kolejności albumowej. Jedyny wyjątek stanowiły tutaj dwie premierowe kompozycje „Lines” oraz „The Empty Bottles”, które od 19 października można wysłuchać na dodatkowym dysku uzupełniającym ostatnie dzieło Brytyjczyków. Większość utworów okraszona idealnie pasującymi wizualizacjami tak, że w czasie utworu „Controlling Crowds” w tle widzieliśmy tysiące twarzy w maskach posiadających zamiast oczu czarne plamy. Natomiast w kolejnym numerze „Bullets” wykorzystano fragmenty teledysku. Swoją drogą przyjęcie tego utworu było tak entuzjastyczne, że podczas owacji musiałem zatkać na moment uszy bo ciężko było wytrzymać. Dobry nastrój udzielał się także członkom zespołu, co było szczególnie widać na twarzy i w ruchach Pollarda Berriera – jednego z czterech wokalistów zespołu. Kiedyś statyczny na scenie, dziś nie potrafiący ustać w miejscu i kręcący się po niej aż miło. Z początku skupiał się głównie na śpiewaniu, ale od czwartego w kolejności utworu „Dangervisit” sięgał także po gitarę, aby wspomóc kolegów. Wokalnie często wspierali go Dave Pen oraz Steve Harris tworząc niezwykłe harmonie wokalne („Dangervisit”, „Bullets”, „Controlling Crowds”, „Lines”) Skoro jestem już przy wokalistach to należy także wspomnieć o obecności na scenie Johna Rosko (pierwszy wokalista grupy z jej triphopowego oblicza) w aż w 4 kompozycjach („Quiet Time”, „Bastardised Ink”, „Lines” oraz „Londinium”). Utwory, których jest on współautorem powodowały przede wszystkim uspokojenie po bardziej dynamicznych fragmentach koncertu i wprawiały publiczność w rytmiczne falowanie pod sceną. Wielką nieobecną tego koncertu jak i całej trasy promującej album „Controlling Crowds” jest Maria Q, którą można było jedynie zobaczyć na ekranie podczas utworu „Collapse/Collide”, a jej głos odtworzono z taśmy. Niedosyt spowodowany tym faktem z nawiązką wynagrodziły fenomenalne bisy podczas, których kolejno usłyszeliśmy „Londinium”, wspomniany na początku relacji „Numb” oraz „System” i długo oczekiwane „Again”. Najbardziej zaskakujące było wykonanie utworu „System” z rozbudowaną sekcją rytmiczną (po drugi zestaw bębnów sięgnął Dave Pen). Na koniec dwugodzinnego koncertu usłyszeliśmy numer, na który z pewnością większość publiczności czekało, czyli 16-minutową wersję „Again” zagraną w porównaniu z koncertem sprzed trzech lat bardziej „czadowo”.

Na koniec parę słów na temat organizacji samej imprezy, bo można mieć niestety parę zastrzeżeń. Po pierwsze zmieniono w ostatniej chwili godzinę rozpoczęcia imprezy, tak że niewielu osobom było dane usłyszeć BirdPen jako support (weszli na scenę przed 18.30). Po drugie Klub Studio nie był przygotowany na tak, dużą liczbę publiczności co szczególnie było widać w ogromnej kolejce do szatni po zakończeniu koncertu, gdzie rozgrywały się dosłownie dantejskie sceny i nikt nie był w stanie nad tym zapanować. Zabrakło mi także przygotowania przez organizatorów jakiegoś afterparty, gdyż po godzinie od zejścia ze sceny muzyków z Archive usłyszeć można było w klubie dźwięki muzyki techno, po czym trwała tam już w najlepsze zwykła impreza dla mieszkańców pobliskich akademików.

Jednakże podsumowując cały koncert z pewnością nie można narzekać. Muzycy Archive dali z siebie wszystko udowadniając, że są obecnie jednym z najlepszych koncertowych zespołów świata. Przy czym to bardzo skromni ludzie nie mający w sobie nic z gwiazdorstwa. Kilkanaście minut po zakończeniu koncertu wyszli do fanów. Można było z nimi porozmawiać, dostać autograf na bilecie czy zrobić sobie wspólne zdjęcie. Teraz takie podejście do fanów to rzadkość, tym większe słowa uznania wobec muzyków Archive. Kto nie był w ten wieczór w Krakowie, bądź dzień później w warszawskiej Stodole stracił z pewnością jedno z muzycznych wydarzeń roku!

Sławomir Kruk

20 października 2009

The Notwist: STORM



Grupa The Notwist napisała muzykę do filmu "Storm" Hansa-Christiana Schmida. Soundtrack ukazał się 18 września.

Film ukazuje proces dowódcy serbskiej armii, Gorana Durica, który ma odpowiedzieć przed haskim trybunałem za przymusowe wysiedlenia i pacyfikację Bośniaków. Prowadząca sprawę prokurator próbuje nakłonić młodą kobietę, by zeznawała przeciwko zbrodniarzowi.

Co się natomiast tyczy soundtracku, składa się nań 11 kompozycji. Z fragmentami wszystkich można zapoznać się poprzez stronę wydawcy, Alien Transistor. Utwory zaaranżowano m.in. na skrzypce, altówkę i klarnet.

Przysłuchałem się zawartości i stwierdzam, że panowie z Niemiec świetnie sobie radzą zarówno jako twórcy skrajnej elektroniki, jak i minimalistycznego ambientu.

Oceniamy: Let The Boy Decide



Po pięcioletniej przerwie z nowym materiałem powraca ostrzeszowki skład Let The Boy Decide. Zespół powstał w 2003 roku i ma na koncie debiutacnką płytę Counting The Red Stars z 2005. Wiele się wydarzyło od tego czasu, jeśli liczyć wszelkie roszady składu, w końcu zawieszenie działalności. Na szczęście zespół w nowym wcieleniu powraca ze świeżym, 10-piosenkowym materiałem opatrzonym niezbyt przyjaznym radiowo tytułem: Like The Earth, Like The Sun, Like Ocean In The Night. Producencką rękę przyłożył Przemysław Wejmann, znany z produkcji Terroromansu Much.

Bez zbędnego błądzenia po manowcach jezyka przyznaję, że Like The Earth... robi całkiem przyzwoite wrażenie. Duch folk rocka rozpościera się po całym zestawieniu, ustępując to tu to tam klimatom z różnorodnych beczek muzycznych. W jednej z owych beczek znajdziemy bardzo pomysłowo użytą trąbkę, instrument pracujący tutaj umiarkowanie, ale dodający wiele uroku utworom River czy Western Eyes. W innej beczce znajdziemy The Deadman - psychodeliczny, niepokojący pejzaż w stylu dobrego Pink Floyd. The Light Stays Off, najbardziej energetyczny kawałek przywołuje z kolei dziecięce wspomnienia i najlepsze czasy swobodnej twórczości hipisów. Mamy cudowne rockowe ballady, jak piosenka Behind My Wolf Eyes, jednak największe wrażenie robi Closer, która startuje niewinnie akustyczną gitarą pokroju Fake Plastic Trees Radiohead, następnie przechodzi w country-bluesową opowieść, by za chwilę przeistoczyć się w rockowy finał, z cudownymi chórkami i znakomitą partią gitary Michała Jamrożego. Wszystko okraszone jest ślicznym, bardzo delikatnym i subtelnym głosem Magdaleny Nowety, którą niewprawiony słuchacz może pomylić z Anitą Lipnicką. Siłą płyty jest jej różnorodność, choć słabszych kawałków tu nie brakuje. Zespół je skutecznie rekompensuje zmianami rytmu, przejściami i swobodą, dzięki której czujemy, że słuchamy płyty tworzonej z radością.

Przed zespołem Let The Boy Decide trasa koncertowa. Mam nadzieję, że ludność dopisze, bo naprawdę warto bliżej przyjrzeć się i przysłuchać temu składowi. Like The Earth, Like The Sun, Like The Ocean In The Night nie jest niczym nowym na
brzmieniowych horyzontach. Ale w tej paczce jest potencjał na tworzenie zarówno eksperymentalnych concept-albumów, jak i niewinnych, popowych perełek. Czekamy na więcej i powodzenia!
Ocena: 4
www.myspace.com/ltbd

Marcin Bareła

16 października 2009

OCENIAMY: Kings Of Convenience



Pisząc te słowa, trochę bije się z myślami; bardzo chciałbym wystawić „szóstkę” płycie „Declaration of Dependence”, jednak moja głęboka sympatia do duetu Kings of Convenience, odpowiedzialnego za tą rzecz nie powstrzymuje mnie przed spojrzeniem prawdzie w oczy.
Prawda jest taka, że 4 album panów Erlend Øye i Eirik Glambek nie zachwyca. Norwegowie rodem z Bergen podają nam jakby drugie danie po kolacji, jakkolwiek lekkostrawne – w przypadku przesytu po prostu nudne. Efektem może być kilka kęsów.
Zaczyna się nieźle – rozmarzony pejzaż 24-25 urzeka lekkością i przestrzenią, leniwa gitara I kojące wokale od razu wprawiają w dobry nastrój, tymbardziej, że to wyjątkowo piękna rzecz. Mrs. Cold wcale nie odstaje jakością od poprzedniczki, po raz pierwszy pojawia się kontrabas, który jeszcze sporadycznie użyczy swojego głębokiego dźwięku. W Me In You usłyszeć możemy na chwilę klawisze, jednak ku mojemu dużemu zdziwieniu – partii pianina jest na tej płycie jak na lekarstwo. Boat Behind znamy już wszyscy z radia – bodaj jedyny numer w którym kontrabas oraz smyczki grają pierwsze skrzypce.
Od Rule My World płyta stopniowo obniża poziom. Zamiast iśc do przodu, Declaration Of Dependence wraca do prostych gitarowych brzmień z kojącymi, harmonijnymi wokalami. A szkoda, bo ten pociąg był już lekko rozpędzony.
Na pewno trzeba pochwalić płytę za typowy, akustyczny klimat, fajne, głębokie teksty i harmonie wokalne. Głosy nie są jakieś przesadnie charakterystyczne, ale jednocześnie brzmią naprawdę dobrze. Jeśli lubicie Simona i Garfunkela lub Damiena Rice – ta płyta zapewne wam się spodoba, pozostałym polecam wsłuchanie się przynajmniej w pierwszą cześć zestawienia. Jako całość jednak Declaration Of Dependence nie przekonywuje.



Ocena 3.5
Wystawił: Marcin Bareła, Niebieska Godzina.

15 października 2009

Audycja 14.10.2009

Do ściągnięcia pod adresem:

http://www.sendspace.com/file/b8gic3

Pozdrawiamy.

Riverside w Mega Clubie 11.X. 2009

„Brawa należą się przede wszystkim wam za wysłuchanie płyty w całości” – tymi słowami podziękował licznie zgromadzonej publiczności w katowickim Mega Clubie wokalista Riverside Mariusz Duda.

Jednakże zanim w środkowej części koncertu pojawiły się nagrania z ich ostatniej płyty „Anno Domini High Definition” musieliśmy na nie trochę poczekać, gdyż panowie z Riverside rozpoczęli koncert przypominając parę kompozycji z trylogii Reality Dream. Tak więc po instrumentalnym wstępie na pierwszy strzał poszedł przearanżowany na potrzeby tegorocznej trasy „02 Panic Room” (w marcu 2008r. w CK Wiatrak w Zabrzu tym numerem kończyli bisy), aby płynnie przejść w długie, pięknie rozwijające się kompozycje „The Same River” (ponad 12 minut) oraz „Second Life Syndrome” (ok.15 minut) stanowiące wizytówkę polskiego progrocka. Pomiędzy nimi jeszcze ballada na gitarę akustyczną „In Two Minds” no i dotarliśmy do meritum koncertu, czyli ponad 40-minutowego bloku nagrań z „ADHD” zagranych w albumowej kolejności. Te pięć kompozycji zawartych na tej płycie rozruszało „markotną” (cytuje tutaj Mariusza Dudę, który stwierdził ze sceny, że „wyglądacie na markotnych”) do tej pory publiczność tak, że wszyscy rozruszali się na całego śpiewając wspólnie teksty utworów i klaszcząc w ich trakcie. Warto w tym miejscu zauważyć, że wszystkie numery w tym secie typu: „Hybrid Times” czy „Hyperactive” brzmiały na żywo potężniej niż na płycie, choć „ADHD” i tak można uznać za najbardziej dynamiczną płytę w dyskografii zespołu. Trudno zatem było wyjść z koncertu nie nucąc pod nosem słów typu „It’s my obsession!” czy „Just let me live without your pain”. Zwłaszcza, że do nagłośnienia nie sposób się przyczepić, gdyż każdy z instrumentów było dobrze słychać, co jest raczej rzadką domeną na koncertach polskich grup rockowych. Tym większe brawa należą się akustykowi zespołu!! W trakcie bisów zgodnie z zapowiedzią sprzed paru miesięcy muzycy Riverside sięgali po mniej ograne na żywo utwory, więc w Mega Clubie usłyszeć można było zarówno „Stuck Between” pochodzący jeszcze z debiutanckiej EP „Voices in my Head” czy ukryty na jednym z singli trzynastominutowy „Rapid Eye Movement”. Takim oto sposobem dwie godziny z muzyką Riverside upłynęło bardzo szybko, ale zdecydowanie warto było się wybrać, gdyż obecnie to nasz największy towar eksportowy w nurcie progresywnym, więc wstyd ich nie znać! Katowicki koncert był 15-tym występem w trasie promującej „ADHD” a przed nimi jeszcze 35 występów, z czego ostatnie dwadzieścia odbędą się poza granicami naszego kraju. Wspólna trasa z Dream Theather przynosi teraz zasłużone efekty. Wracając jednakże do koncertu warto zauważyć, iż ostatni album grupy brzmi jakby był nagrany na „setkę”, co szczególnie widać w trakcie koncertów, gdzie nie potrzebne są zmiany w aranżacjach, bo prawie wszystkie dźwięki można odtworzyć na żywo (oczywiście poza partią smyczków w „Egoist Hedonist” czy brakiem sitaru pod koniec „Hybrid Times”). Większość kompozycji zespołu nabrało teraz rockowego pazura, co świadczy o nieustannym poszukiwaniu przez muzyków swojej własnej drogi w świecie muzyki progresywnej, z którego się wywodzą i od którego bynajmniej się nie odżegnują. Kto nie wierzy niech wybierze się, na któryś z następnych koncertów Anno Domini High Definition Tour. Warto!

Sławomir Kruk

Setlista 14.10.2009

1. Peter Gabriel - I Don't Remember ("3",1980)
2. The Strokes - 12:51 ("Room On Fire",2003)
3. Julian Casablancas - 11th Dimension ("Phrazes For The Young",2009)
4. Rod Piazza & The Mighty Flyers - I'm A love You ("For The Chosen Who",2005)
5. Biff - Moja Dziewczyna ("Ano",2009)
6. Editors - You Don't Know Love ("In this Light and on This Evening",2009)
7. Smolik & Mika - Who Told You ("Smolik 2",2003)
8. Pustki - Przekwitanie ("Kalambury",2009)
9. Kings of Convenience - Mrs. Cold ("Declaration of Dependence",2009)
10. Jelonek - War in the Kids Room ("Jelonek",2007)
11. Let the Boy Decide - Closer ("Like the Earth..",2009)
12. Homosapiens - Carambole ("Big Frank",2002)

14 października 2009

Blues opanował Spodek


Ponad 5 tys. fanów Bluesa (i nie tylko) bawiło się wyśmienicie podczas 29 edycji Rawa Blues Festival (10.X.2009) organizowanej jak co roku w katowickim Spodku przez Irka Dudka.

Tegoroczny program był bardzo bogaty w wiele światowej klasy nazwisk (Rod Piazza, Eric Sardinas, Eden Brent) co niewątpliwie przyciągnęło do Katowic nie tylko stałych bywalców tej zasłużonej dla krajowego bluesa imprezy, ale także sporo nowych osób w tym niżej podpisanego. Kupując bilet kierowałem się głównie chęcią zobaczenia Erica Sardinasa określanego przez organizatorów mianem „Jimiego Hendrixa XXI wieku” co wszystkim niedowiarkom uświadamia jego ostatnia płyta pochodząca z 2008r. „Eric Sardinas and Big Motor”, na której to Eric pokazywał się przede wszystkim jako znakomity gitarzysta o bluesowym rodowodzie. Niestety jego występ kończący festiwal nie mogę zaliczyć do szczególnie udanych, choć nie można mu było odmówić talentu i nie podziwiać szybkości z jaką gra na gitarze. Jednakże ilość solówek gitarowych była tak duża, że zaburzała dramaturgię kolejnych utworów i po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach po prostu nużyła. W jego występie nie było też niczego z zapowiadanej przez organizatorów nieprzewidywalności i szaleństwa (zdarza mu się podczas występów palić swoje gitary).

To wszystko czego zabrakło mi w koncercie Erica Sardinasa znalazłem za to we wcześniejszym występie grupy dowodzonej przez mistrza gry na harmonijce ustnej Roda Piazzy. Jego kwartet Rod Piazza & The Mighty Flyers występujący w Polsce po raz pierwszy rozruszał cały Spodek uświadamiając wszystkim obecnym, że przy bluesie można tańczyć i się świetnie bawić. Ten niesamowity występ pełen improwizacji i szaleństwa był przede wszystkim popisem wirtuozerii poszczególnych muzyków tworzących razem świetnie rozumiejący się kolektyw. Honey Piazza (prywatnie żona Roda) z zawrotną szybkością grała swoje partie na klawiszach nie okazując zmęczenia nawet wtedy, gdy została sama z perkusistą na długą kilkunastominutową improwizacje. Natomiast Rod potrafił swoją harmonijką wyczyniać cuda grając na niej sola tak długo, dopóki zagrzewała go do tego publiczność. Nie mogło obyć się więc bez bisów podczas, których Honey grała nogami stojąc na swoich klawiszach. Niezapomniany widok zwłaszcza, że artystka jest piękną kobietą, dla której pewnie nie jeden straciłby serce.

Do tej dwójki (Sardinas, Piazza) bardzo energetycznych występów tego wieczora śmiało można dodać urodzinowy koncert (25-lecie istnienia kapeli) Shakin’ Dudi pełen ich największych przebojów począwszy od „Za 10 trzynasta”, „Zastanów się co robisz”, „Och, Ziuta” czy „Au sza la la la”. Zaskoczeniem z pewnością była obecność orkiestry dętej wspomagającej członków zespołu i nadającej muzyce Shakin’ Dudi pełniejszy charakter.

Jednakże tegoroczna edycja Rawy Blues to nie tylko energetyczne i żywiołowe występy, choć tych było rzeczywiście sporo (należy w tym miejscu wspomnieć także o polskiej „supergrupie” J.J. Band, która porwała publikę niecodziennymi wykonaniami utworów z repertuaru Tadeusza Nalepy), ale także kameralne koncerty dla wyrobionej publiki. Za przykład niech posłuży występ amerykańskiej pianistki - Eden Brent, która przeniosła słuchaczy za sprawą swojego niezwykle silnego głosu w rejony źródeł bluesa, czyli w deltę Missisipi. Korzennego bluesa o specyficznej pulsacji można było posłuchać także w wykonaniu fińskiego duetu gitarowo-perkusyjnego z L.R. Phoenix And Mr. Mo’Hell.

Poza koncertami program tegorocznej edycji festiwalu był nabity po brzegi wydarzeniami dodatkowymi. Najważniejsze z nich to największa w Polsce orkiestra recytatorska złożoną ze śmiałków – amatorów, którzy przed publicznością Spodka wyrecytowali wspólnie wiersz „The Weary Blues” Langstona Hughes’a oraz nocny maraton filmów o tematyce bluesowej odbywający się po zakończeniu koncertów w niedalekim Centrum Sztuki Filmowej. Spory rozmach 29 edycji Rawa Blues Festival bardzo dobrze rokuje na przyszłość, więc za rok może być tylko lepiej, prawda?

Sławomir Kruk

7 października 2009

Setlista 7.10.2009

1. St. Vincent - Black Rainbow ("Actor",2009)
2. St. Vincent - Laughing with a Mouth of Blood ("Actor",2009)
3. Editors - Papillon ("In this Light on this Evening",2009)
4. Kings of Convienance - I'd Rather Dance With You (Riot On An Empty Street, 2005)
5. Eric Sardinas - Burning Love ("Eric Sardinas and Big Motor",2008)
6. Air - Do the Joy ("Love 2",2009)
7. Placebo - Fuck You ("Ashtray Heart EP",2009)
8. The Beatles - Lucy in the Sky with Diamonds ("Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band",1967)
9. Pearl Jam - Just Breath ("Backspacer",2009)
10. Rain Machine - Give Blood ("Rain Machine,2009)
11. Homosapiens - Illegal Death ("Big Frank",2002)
12. Kings of Convenience - Boat Behind ("Decleration of Dependence,2009)

UWAGA: TUTAJ ZNAJDUJE SIĘ LINK DO AUDYCJI:

http://www.sendspace.com/file/eavjw8


Miłego odsłuchu:)

Zmiany w ramówce!!

Nowy rok akademicki rozpoczęty, więc drodzy słuchacze pragniemy poinformować, że czekają was spore zmiany w ramówce Studenckiego Radia Egida. Od 7 do 10 rano na naszej antenie możecie usłyszeć studenckie poranki, a od 17 startuje pasmo publicystyczne. W związku z tymi zmianami drobnej korekcie uległa pora nadawania "Niebieskiej Godziny". Od środy 7.X będziemy grali w nowej porze 21.30-22.30 tylko na www.egida.us.edu.pl

Do usłyszenia:)