13 lutego 2011

Oceniamy: Iron and Wine - Kiss Each Other Clean



Rzadko się zdarza, że na jednej płycie artyści tworzą mały przegląd gatunku, także w kontekście rysu historycznego. Współczesne płyty albo odwołują się do jednej epoki, nierzadko jednego artysty, lub trendu obecnie panującego. Albo, choć zdarza się to coraz rzadziej - wyznaczają nowe ścieżki muzyczne. Nowa płyta Iron and Wine - Kiss Each Other Clean ścieżek nowych nie wyznacza, ale jest na niej zapis tego, co w folku najlepsze.

Gdyby płyta "Kiss Each Other Clean" miała formę książki - byłaby w niej spora dawka informacji o historii muzyki folk. Korzeniami Sam Beam sięga już we wczesne lata 60 - te amerykańskiego country-folk, gdzieś zawadzając o The Shadows, podążając ścieżkami Simona i Garfunkela, The Beatles, głównie Harrisona, kierując się dalej przez Neila Younga, po bardziej współczesnych, jak Damien Rice, Joanna Newsom, skończywszy na Fleet Foxes. Trudno tutaj posądzać Beama o nagminne korzystanie z któregokolwiek z nich, dlatego nazwałem płytę przeglądem muzyki country-folk. "Kiss Each Other Clean" to przede wszystkim piękne piosenki. Pełne spokoju, harmonii; mądre i oszczędne. Nie będzie niespodzianką fakt, że dominuje gitara akustyczna, leniwa, płynąca łagodnie jak harfa w "Godless Brother In Love" (przykład sięgania po Joannę Newsom), czasem bardziej żywa, w "Glad Man Singing" (gdzieś w środku słyszalne echa "The Bends" Radiohead).

Świetne uzupełnienie folkowej otoczki stanowią trąbki, saksofony oraz uzupełnienie w postaci nielicznych smyczków. Dają one płycie drugie oblicze - jazzowe, nawet momentami funkowe - "Big Burned Hand". Esencją funkowo-jazzowego odskoku płyty jest ostatni, 7 minutowy "Your Fake Name Is Good Enough For Me", przez niektórych obwołany piosenką roku jak dotychczas. Skrajne odejście od tego, co zwyczajnie Beam robi. Pierwsza połowa to wręcz jazzowe jungle, mieszanina saksofonów, trąbek i funkowych dodatków. Do tego soczysty bas, rewelacyjna perkusja, a po półtorej minuty dochodzi mocna gitara elektryczna. Kiedy całość rozkręca się z maksymalnym natężeniem składników wyżej podanych, po dwóch i pół minuty następuje moment rozluźnienia i pozostaje Beam, który powtarza Become, Become, zostaje gitara i perkusja. Przez prawie pięć minut Beam powtarza Become, a gitary i perkusja otacza nas z konsekwencją roju komarów. Efekt jest taki, że po 6 minutach nie mogę już tego słuchać. A szkoda, bo fantastyczną, pierwszą część można było przedłużyć chociaż do 4 minut... Innym odstępstwem od korzeni jest popowy "Walking Far From Home", nawiązanie do Wilco. Tak nietypowo zaczyna się płyta i tak nietypowo kończy. Może nieprzypadkowo.

Iron And Wine na pewno nie jest już tym stricte folkowym zespołem, jak to było kiedyś. Nie można nazwać "Kiss Each Other Clean" przełomem, bo jak powiedziałem, jest bardziej rysem historycznym. Co najbardziej pocieszające - na albumie są po prostu świetne, nienarzucające się piosenki, większość to kawałki prostsze, z kilkoma bardziej złożonymi. Wszystkie piosenki łączy życiowa mądrość zawarta w tekstach, pewna nostalgia oraz tęsknota. Świetnie wypadają chórki ("Tree By The River"). Bardzo ciekawie brzmią jamajskie i afrykańskie naleciałości, elementy dubu i reggae. Jeżeli do wszystkiego dodamy przystępną pod względem długości płytę - nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić zasłużoną piątkę, cóż właśnie czynię.

Ocena: 5
Wystawił: Marcin Bareła

POSŁUCHAJ:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz