8 lutego 2011

Oceniamy: Cut Copy - Zonoscope



Przedstawiam z przyjemnością, kto wie - być może nawet jedną z kandydatek do płyty roku. Dzieło kwartetu z Australii w składzie Dan Whitford, Tim Hoey, Mitchell Dean Scott, Ben Browning. To ich trzeci album, Zonoscope, który potwierdza status jednej z najbardziej konsekwentnych współczesnych grup.

Zonoscope ma ponad 60 minut i 11 piosenek, ale bez paniki - nie jest to progresywne, pulsujące techno, tylko bardzo inteligentny, ocierający się czasem o pop elektrodance. Na te 60 plus minut składa się ponad 15 minutowa suita Sun God, w której znajdziemy esencję całego albumu, czyli: dużo pozytywnego dance, trochę punku alternatywnego, szczyptę trance a wszystko łączy to, co najlepsze w synthpopie: syntezatory, bity, sample. Dużo tu takich wręcz metalicznych, około neworderowskich, lub depechemodowskich wstawek, które uzupełniają żywe instrumenty w proporcjach mniej więcej 50%, aczkolwiek czasem mamy do czynienia z "czystym" graniem - np. w Alisie, numerze ocierającym się o punkrock, z przewagą rocka. Dan oraz Tim, grający na gitarach używają ich - trzeba przyznać - całkiem zręcznie i jak trzeba potrafią przybrudzić, czystym instrumentarium. Tutaj przychodzi mi na myśl Yo La Tengo i ich gitarowe szaleństwa, chociaż Cut Copy daleko w tyle z łamaniem gryfu. Cut Copy potrafią także być "romantyczni i ciepli" w plastykowej dźwiękowo otoczce, czego dowodzi Hanging Onto Every Heartbeat. Z kolei Take Me Over niedaleko swoim brzmieniem do Kylie Minogue i jej sztandarowych przebojów z lat 80-tych. Zresztą Zonoscope to kolejny przykład sięgania po falę new-wave i synthpop, czyli głównie lata 80-te. Pharaos and Pyramids to znów przykład sięgania po współczesnych wykonawców electro, głównie Hot Chip. Cut Copy próbuje wręcz upodobnić się w utworze Blink, And You'LL Miss A Revolution, do stylu wokalizy Alexisa Taylora, a całość jest trochę ściągnięta z Ready For The Floor, ale kawałek i tak się broni. Momentami płycie blisko do techno, jednak nigdy nie ociera się o narkotyczne odurzenie, pozwalając słuchaczowi raczej rozluźnić się, aniżeli odurzyć.

Nie mam większych zastrzeżeń co do całości, żywe instrumenty słychać dobrze, dając do zrozumienia, że Cut Copy dałoby sobie radę bez syntezatorów nawet przed bardziej wymagającą publicznością. Australijczycy mają łatwość tworzenia dobrych, może nie przełomowych - ale na pewno wpadających w ucho melodii. Ich piosenek można słuchać, ale można się też przy nich bawić. Jest to pewien kompromis między brzmieniem stricte dance, synthpop, a elektroniczną alternatywą. Hot Chip mają naprawdę godnych konkurentów. Off Festival? Pasuje jak znalazł. Artur...

Ocena: 4,5
Wystawił: Marcin Bareła

POSŁUCHAJ:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz