25 maja 2010

Oceniamy: Steve Mason - Boys Outside




Ostatnio nie wiodło się u Stefana Masona zbyt dobrze; nieudany związek i próba wyżycia się za pomocą ostrego electro na płycie Black Affair. Założyciel uznanej grupy The Beta Band najwyraźniej ma się obecnie lepiej; słychać to na spójnej, nastrojowej, i jakże ciekawej płycie, Boys Outside.

Sentymentu do syntezatorów pan Mason całkowicie się nie pozbył; można mu to jednak wybaczyć, bowiem pojawia się w przeważającej części pianino, a podkłady elektroniczne w tym przypadku jedynie uzupełniają intymna atmosferę płyty. W tekstach słychać jeszcze, że Steve Mason lubi kwestie natury miłosno - egzystencjalnej, kiedy śpiewa o piętnastu latach, gdy nie miał się nim kto zaopiekować, lub: “I wake up every morning with a new-broke heart” w Let Her In, lecz możemy mu to także przebaczyć. Cała płyta bowiem ociera się momentami o ambient i stanowi swego rodzaju kontemplację. Wydaje się, że dziś Mason jest człowiekiem silniejszym niż kiedykolwiek przedtem. Muzycznie słychać dojrzałość; czego przejawem jest głębia, ciepło i liryczny klimat większości piosenek. Instrumentalnie jest dosyć oszczędnie, aczkolwiek synthpopowe wstawki bardzo ubarwiają całość, co potęguje specyficzny nastrój. Dominuje jednak gitara akustyczna i pianino. Od początku do końca.

To ta z nielicznych płyt, które polubiłem od pierwszego przesłuchania. Nic tu z popisów wokalnych czy przesadnej wirtuozeli, jednak płyta ma coś z klimatu podróży w głąb siebie, niemal mała retrospekcja. I nawet nie ma znaczenia, że nie uświadczymy tu przebojów, nie o to chyba chodzi.

Ocena: 5
Wystawił: Marcin Bareła

Posłuchaj:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz