20 kwietnia 2010

Lao Che, 19.04.2010r., Cogitatur



Najbliższe miesiące płockiej grupie Lao Che upłyną pod znakiem intensywnej promocji medialnej oraz koncertowej świeżo wydanej płyty „Prąd Stały / Prąd Zmienny” prezentującej nowe i zarazem bardzo zaskakujące oblicze tej grupy. Wyeksponowane dotychczas gitary ustąpiły miejsca analogowej elektronice spod znaku Kraftwerk nadając nowym kompozycjom więcej melodii i przestrzeni. Pierwszą okazją na Śląsku, aby sprawdzić jakość i potencjał koncertowy tego materiału był szumnie zapowiadany od jakiegoś czasu koncert w katowickim klubie Cogitatur, który to z powodu żałoby narodowej musiał być, aż dwukrotnie przekładany co z pewnością przełożyło się także na frekwencje – bardzo liczną, ale mimo wszystko nie udało im się zapełnić klubu, jak za poprzednim razem rok wcześniej.

Dwugodzinny, jak się później miało okazać koncert muzycy Lao Che rozpoczęli od dwóch nowych piosenek, zagranych w dodatku w kolejności albumowej, czyli para jazzowej „Historii stworzenia świata” oraz potężnego brzmieniowo „Krzywoustego”. Po czym płynnie przeszli do swoich klasycznych już kompozycji „Godzina W” z albumu „Powstanie Warszawskie” oraz „Chłopacy” z płyty „Gospel”. Taka tendencja przeplatania nowych kompozycji starszymi utworami miała się zachować, aż do samego bisu, gdzie ku zaskoczeniu wielu Spięty wraz z resztą kompanii zagrał dawno nie wykonywanego podczas koncertów „Astrologa” w odświeżonej wersji z nową aranżacją.

Skoro była mowa o nowych piosenkach to warto zaznaczyć, iż praktycznie podczas tego koncertu usłyszeliśmy prawie całą płytę „Prąd Stały / Prąd Zmienny” poza dwoma utworami „Dłonie” oraz „Zima Stulecia”, z których muzycy Lao Che świadomie zrezygnowali i pewnie bardzo rzadko będzie można je gdzieś usłyszeć.. Decyzja dosyć zaskakująca, bo po pierwsze „Zima Stulecia” jest singlem radiowym, a utwór „Dłonie” ma moim zdaniem spory potencjał koncertowy, więc może go trochę brakować..

Większość nowych utworów zabrzmiało znacznie potężniej niż w wersji albumowej, przy czym warto podkreślić świetne nagłośnienie, dzięki któremu każdy instrument został należycie wyeksponowany, co w polskich klubach rzadko jest normą. Natomiast jeśli chodzi o reakcję publiczności to tak, jak można się było spodziewać większość nowych kompozycji to przede wszystkim uczta dla uszu, a nie nóg więc o pogo nie mogło być mowy, choć w paru kompozycjach typu: „Magistrze Pigularzu”, „Urodziła Mnie Ciotka” czy „Wielki Kryzys” nie brakowało żywszej reakcji publiczności. Natomiast za sporą niespodziankę można uznać dodanie wokalnego intra Krojca do utworu „Kryminał”, którego brak w wersji albumowej.




Przy czym nie chciałbym zostać źle zrozumiany, gdyż w żaden sposób nie można powiedzieć o tym koncercie, że był statyczny, bo wcale tak nie było. Po prostu starsze kompozycje z „Powstania Warszawskiego” i „Gospel” pobudzały publiczność do niczym nie skrępowanej zabawy, w tym pogowania, a te nowe wyostrzały zmysł słuchu. Jak w przypadku utworu „Samo’tnosc”, który koił uszy po wcześniejszej dawce bardzo energetycznej muzyki. Przypadek tej piosenki nasuwa mi pewną analogię z ubiegłorocznym koncertem, gdzie podobna sytuacja miała się gusłową piosenką „Lelum Polelum”, która też miała na celu uspokojenie publiczności przed kolejną porcją żywiołowego grania, którego na koncertach Lao Che jest akurat pod dostatkiem.

Śmiem nawet zaryzykować stwierdzenie, iż był to najlepszy z czterech dotychczasowych koncertów grupy Lao Che, na których dane mi było być w ostatnich paru latach. Choćby ze względu na bardzo długi i urozmaicony set, w którym oczywiście dominowały nowe kompozycje (było ich aż 10), ale z wcześniejszych trzech płyt pojawiło się wszystko co najistotniejsze w dorobku grupy, choć pewnie i tak każdemu czegoś zabrakło do pełni szczęścia, ale nie można mieć przecież wszystkiego za jednym zamachem. Do tego zespół w świetnej formie. Od samego początku widać było gołym okiem, że przerwa koncertowa spowodowana żałobą narodową wyszła im tylko na dobre, bo takiej chęci do gry i przekazywania tej energii publiczności nie widziałem w Cogitaturze od czasu Jelonkowego koncertu. Za jedyny minus tego wieczoru uznałbym tylko brak zapowiadanych na plakatach wizualizacji, choćby z tego względu, że podczas trasy promującej to nowe wydawnictwo publiczność w innych regionach kraju mogła je zobaczyć, a Śląsk został akurat pod tym względem pominięty.

Jednakże jeśli mieszkacie na Śląsku i nie udało wam się dotrzeć na ten koncert to jeszcze nic straconego, bo już 7 maja podczas Maj Music Festival oraz 15 maja podczas Juwenalii Śląskich będzie można po raz kolejny w Katowicach zobaczyć w akcji Lao Che - moim zdaniem zdecydowanie jeden z najlepszych koncertowo zespołów w naszym kraju.

Tekst i zdjęcia: Sławomir Kruk

Posłuchaj wywiadu: http://www.sendspace.com/file/ugcfvb


3 komentarze:

  1. Fajne fotki, tylko trochę mało...
    Czy można zatem poprosić o przesłanie na maila większej ilości ??? - jeżeli oczywiście jest więcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jasne można.. podeślij tylko na Marcina maila figurującego jako kontakt do audycji swoje namiary to Ci podeśle większą ilość zdjęć, emisja wywiadu za tydzień w audycji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki wielkie! Już piszę na Waszego maila :)

    OdpowiedzUsuń