27 stycznia 2010

Myslovitz, 24.1.2010r., Mega Club



Jak to zwykle na Śląsku bywa koncerty grupy Myslovitz cieszą się ogromną popularnością i nie inaczej było na ich kolejnym występie w katowickim Mega Clubie połączonym z promocją niedawno wydanej książki „Życie to surfing” w pobliskim Empiku.

Jednakże zanim chłopaki z Myslovitz pojawili się na scenie licznie zgromadzoną publiczność rozgrzali dosyć popularni debiutanci z Mogilna, czyli Kumka Olik. Ich muzyka głęboko zakorzeniona w popularnej na zachodzie stylistyce indie-rocka została nadzwyczajnie dobrze przyjęta przez sympatyków grupy Myslovitz, tak że sami muzycy żałowali ze sceny, że nie jest to ich samodzielny występ. Nie było mi dane zobaczyć ich koncertu od początku do końca, ale z tych blisko czterdziestu minut muzyki, które usłyszałem mogę stwierdzić, że odegrali prawie w całości swoją debiutancką płytę „Jedynka” wraz z dwoma niepublikowanymi dotąd numerami, których premiera płytowa już niebawem na drugim albumie zespołu. Co do tych nowych utworów to niespecjalnie odbiegają one od reszty nagrań, więc śmiało mogę stwierdzić, że ich nowa płyta nie przyniesie jakiegoś znacznego zwrotu w brzmieniu zespołu. Za niespodziankę natomiast można uznać sięgnięcie po utwór z repertuaru nieodżałowanej Republiki, a mianowicie po słynne „Telefony” jednakże ich wersja nie odbiegała zbytnio od tej znanej z oryginału, ale mimo wszystko należą się brawa za przypomnienie tego nieśmiertelnego klasyka.

Po zejściu ze sceny Kumka Olik nastąpiła 20-minutowa przerwa, podczas której mogliśmy posłuchać z głośników parę nagrań z doskonałego krążka brytyjskiej grupy Wild Beasts „Two Dancers”. Wspominam to nieprzypadkowo, gdyż może to mieć znaczenie przy ogłaszaniu kolejnych wykonawców tegorocznego Off Festivalu – czyżby Artur Rojek chciał osłuchać publiczność z tym wykonawcą przed ich koncertem w Polsce??

Ok. 20.40 muzycy Myslovitz pojawili się w końcu na scenie i pozostali na niej przez następne 2h dając dobry, a miejscami nawet bardzo dobry koncert. Jednakże dla mnie jako sympatyka grupy pozostanie pewien niedosyt, gdyż setlista była dosyć zwyczajna i zabrakło w niej czegoś szczególnego (utworów typu: „Myszy i ludzie”, „Mickey”, „Szklany człowiek” czy „Good day my Angel”). Mimo wszystko było parę momentów, które z pewnością zostaną na dłużej w mojej pamięci. Pierwszym z nich był zagrany na otwarcie „Moving Revolution”, gdzie z każdą minutą utworu nadzwyczaj rozgadany tego wieczoru tłum milknął, aby w niesamowicie potężnym finale ucichnąć na dobre i nagrodzić zespół ogromną owacją. Świetne wykonanie tego utworu, znacznie lepsze niż rok temu w chorzowskim „Kapeluszu”, gdzie zagrali jeden z pierwszych koncertów po rocznej przerwie.

W dalszej części koncertu bez większych niespodzianek, czyli zagrane po sobie największe szlagiery zespołu z trzech najpopularniejszych w ich dorobku płyt („Miłość w czasach popkultury”, „Korova Milky Bar” oraz „Happiness is Easy”) przedzielone dwoma rzadko pojawiającymi się na koncertach numerami: „Do utraty tchu” i „Z rozmyślań przy śniadaniu”. Nie mogło zatem zabraknąć instrumentalnej wersji „Długości dźwięku samotności”, gdzie zgromadzona publika w tradycyjny już sposób zaśpiewała ten numer zamiast wokalisty. Podobna sytuacja wystąpiła także w przypadku pierwszej zwrotki utworu „Dla ciebie”. Co ciekawe wiele utworów z niedzielnego koncertu zostało zagranych w nowych, odmienionych aranżacjach i w wielu przypadkach były to ich potężniejsze wersje. Wynika to moim zdaniem z faktu, iż grający na klawiszach Przemek Myszor znacznie częściej sięgał tego wieczoru po gitarę, niż w przypadku zeszłorocznych koncertów w Chorzowie oraz na Maj Music Festival w Katowicach, gdzie dane było mi uczestniczyć. Dwugodzinne widowisko zakończyli przepięknym wykonaniem utworu „Chciałbym umrzeć z miłości” i to był zdecydowanie dla mnie drugi moment tego koncertu, który chciałbym zabrać z sobą na dłużej..

Podsumowując muszę stwierdzić, iż nie był to może najlepszy koncert Myslovitz na którym byłem, ale i tak należą się chłopakom ogromne brawa za energię, jaką od tylu już lat przekazują swojej bardzo wiernej publiczności. Mimo szumnych zapowiedzi prasowych nie zagrali tego wieczoru żadnego nowego utworu z nadchodzącej płyty, która swoją premierę powinna mieć jesienią tego roku, więc warto już teraz czekać na koncerty promujące to nowe wydawnictwo w dyskografii zespołu. Natomiast jeśli chodzi o koncerty Myslovitz to dla mnie najlepszym z dotychczasowych pozostaje ten ze stycznia 2009r. w Chorzowie, gdzie było cudownie pod każdym względem: setlisty, konferansjerki i nagłośnienia.

Sławomir Kruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz