10 stycznia 2010

Jacek Lachowicz, Cogitatur 7.1.2010



Wielka energia i radość zarówno publiczności, jak i samych muzyków – tak można by pokrótce podsumować wieczór spędzony w Cogitaturze. Jacek Lachowicz nie przypadkowo nazywany przez dziennikarzy „celebrytą alternatywy” (na scenie nienagannie ubrany w białą koszulę z krawatem) pokazał klasę niedostępną dla wielu polskich zespołów z tak zwanego nurtu alternatywnego.

Energetyczne granie z wysuniętą i decydującą o brzmieniu elektroniką robi potężne wrażenie, co nie dziwi, gdyż materiał ze świeżo wydanej płyty „Pigs, Joys and Organs” świetnie się sprawdza na żywo. W tym miejscu muszę podkreślić, iż Jacka Lachowicza wspomagają na koncertach Wojtek Bubak na gitarze i Michał Gos na perkusji, bez których nie uzyskano by tak potężnego i zarazem dynamicznego brzmienia.

Repertuarowo na niniejszy koncert złożyły się przede wszystkim utwory z nowej płyty, która została zagrana prawie w całości (pominięto tylko polskojęzyczną „Bajkę”) oraz wybrane przez muzyków, jak podkreślono w jednej z zapowiedzi ze sceny ich „ulubione piosenki” z wcześniejszych albumów. Chociaż publiczność mogła także decydować, co chce w danej chwili usłyszeć. Przykładem zagranie podczas pierwszego bisu (skończyło się ostatecznie na trzech) na specjalne życzenie kogoś z publiczności „Szóstki” z debiutanckiego albumu artysty. Co ciekawe wszystkie starsze utwory nabrały nowego wyrazu za sprawą odświeżonych aranżacji przezornie nazwanych ze sceny jako „powerpopowych”, przez co znacznie nie odbiegających brzmieniowo od reszty kompozycji.

Jednak największym zaskoczeniem były dla mnie bisy, podczas których Jacek Lachowicz wplatał między swoje kompozycje fragmenty cudzych nagrań (m.in. usłyszeliśmy fragment „Karma Coma” z repertuaru Massive Attack) oraz wspólnie ze zgromadzoną publicznością odśpiewał na finał nieśmiertelny klasyk zespołu The Beatles „Let it Be”. Tym podniosłym akcentem dobiegł końca dwugodzinny koncert pełen dramaturgii, gdzie oparte na wyrazistych klawiszach utwory (np. „Dumb’n’deaf”, „Grind my Soul”) kontrastowały z przepięknymi balladami („To be strong”, „Organs” czy „All the people”).

Na koniec chciałbym podkreślić, iż Jacek Lachowicz to nie tylko wybitny i wszechstronny muzyk (podczas koncertu grał swoje partie na dwóch zestawach klawiszowych jednocześnie oraz wykonywał partie wokalne), ale także znakomity konferansjer, który potrafi w interesujący sposób prowadzić dialog ze zgromadzoną publicznością i mieć ją w swoim władaniu. Oby takich sytuacji jak w tamten wieczór było na jego występach jak najwięcej.

tekst: Sławomir Kruk
zdjęcia: Marceli Hyrnik

Posłuchaj wywiadu: http://www.sendspace.com/file/o68fg1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz