9 czerwca 2016

Wywiad z Karoliną Skrzyńską


Jako kontynuację wpisu, dotyczącego Sceny Alternatywnej 53 Festiwalu w Opolu, z przyjemnością przedstawiam rozmowę z Karoliną Skrzyńską, którą nagrałem tuż przed występem na scenie tamtejszego Amfiteatru. Będzie między innymi o pędzie życia, o tym co Karolina usłyszała od wytwórni płytowych, które odrzuciły jej materiał i o nowej płycie która już tuż tuż. Zapraszam.

Marcin Bareła: - Karolino, jak się czujesz tutaj w Opolu przed występem?

Karolina Skrzyńska: - Fantastycznie. Wyspałam się po raz pierwszy od tygodnia (śmiech). Panuje tutaj jakaś dobra aura, świetnie się wypoczywa. Scena Alternatywna Opole 2016 jest dla nas wyjątkowym i bardzo ważnym wydarzeniem.

M.B.: - Pozwól że zacytuję jedną z Twoich wypowiedzi: "Jest we mnie jakaś taka dziwna tęsknota za światem, który ginie we współczesności". Co zatem widzisz w tym świecie i co najbardziej się według Ciebie zaciera?

K.S. - Umiejętność zatrzymania się i popatrzenia na świat dookoła. Spojrzenia na drugiego człowieka, na jego uczucia, na uroki i blaski tego świata. Bo mam wrażenie że w pędzie codzienności, tracimy przyjemności z małych rzeczy, z przypadkowych spotkań, uśmiechów, złapania kontaktu wzrokowego z przypadkową osobą. Nie potrafimy się cieszyć codziennością, a jest bardzo zdrowym dla głowy i ciała żeby zatrzymać się i popatrzeć na świat i jego piękno, którego jest tyle wokół nas.

M.B.: - Masz na to czas, zwłaszcza teraz?

K.S.: - Staram się mieć, bo rzeczywiście jestem człowiekiem zabieganym i bardzo zajętym, ale nawet w rzeczach które robię zawodowo staram się otwierać na to, co jest wokół mnie.

M.B.: - W jednym z wywiadów mówiłaś, że nie możesz oprzeć się wrażeniu że przyjęto zasadę, że polski słuchacz to ograniczony słuchacz.

K.S.: - Tak i kompletnie się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Gram w przeróżnych miejscach przed przeróżną publicznością. Ostatnio graliśmy koncert muzyki perskiej, który był zupełnie inny i wręcz dziwny dla słuchacza, na co dzień nie obcującego z podobną twórczością. W dodatku śpiewaliśmy i graliśmy przed dziećmi. Dzieciaki były tak zachwycone, że pod koniec na scenie stało ze mną 20 małych dzielnych głosów i śpiewaliśmy wspólnie pieśni. I to się dzieje na wszystkich płaszczyznach, we wszystkich przedziałach wiekowych. Jest mnóstwo wrażliwych uszu i serc, które chłoną tę muzykę. Wielu ludzi nie wie jak szukać podobnych brzmień, ale po koncertach w rozmowach ze słuchaczami słyszę: tego mi było trzeba, wzruszyłem się i mogłem się zatrzymać, dziękuję za tę chwilę. To jest największa nagroda za to, co robię.

M.B.: - Muzyka, którą reprezentujesz jest w skrócie muzyką rdzenną, pozwalającej spojrzeć wstecz, do naszych korzeni. Czy to też zanika i ludzie nie mają czasu spojrzeć do własnego ja?

K.S.: - Mam wrażenie że coś się przełamało i zaczęliśmy być głodni rdzennych brzmień, tych wewnętrznych, organicznych, związanych z naszym ciałem. W Polsce pojawił się pewien boom na muzykę folkową. Tworzą się nowe składy, jest coraz więcej festiwali tego typu. Moda ta dotyczy także innych płaszczyzn życia, jak żywienie, styl życia, literatura itd.

M.B.: - Obecnie jesteś związana z wytwórnią Mystic. Ale Twój debiutancki materiał został odrzucony przez kilka innych oficyn. Co usłyszałaś, kiedy odmawiano Ci patronatu nad muzyką?

K.S.: - W jednej wytwórni chcieli ze mną podpisać od razu kontrakt na trzy płyty z zaznaczeniem, że skoro już mam materiał na debiut to będzie to wydane, ale od drugiej ingerują w warstwę muzyczną i wizerunkową. Parę razy usłyszałam, że dla polskiego słuchacza ta muzyka jest za trudna. I to jest rzecz, której nie lubię i wręcz bardzo się o to kłócę. Nie zgadzam się, że polski słuchacz potrzebuje „umpa umpa”, prostego tekstu najlepiej o miłości czy banalnej melodii, łatwej do powtórzenia...

M.B.: - Czyli schodzenie w rejony disco polo niemal mówiąc brutalnie?

K.S.: - Nie możemy przyjmować, że polski słuchacz jest ograniczony, przecież mamy bardzo silnie folk zakorzeniony w sobie. Założę się, że jeśli kogokolwiek zagailibyśmy o to, co śpiewały babcie i prababcie w domach, każdy potrafiłby zanucić kilka melodii. Także to, jak potrafimy bawić się przy muzyce folkowej - przy oberkach czy mazurkach są najlepsze zabawy. Jeżeli się to jeszcze zmiesza z innymi brzmieniami, kolorami i smakami - wychodzi coś niesamowitego i widz wchodzi w ten świat, nawet jeśli podświadomie. Absolutnie nie można odbiorcy szufladkować i mówić: wy jesteście za durni na tego typu muzykę - Polacy są bardzo wrażliwym muzycznie narodem.

M.B.: - Miło to wszystko słyszeć, ale co powiedziałabyś osobom, które mają talent, coś wartościowego do zaprezentowania, ale brakuje im motywacji, może wiary i nadziei że można przebić się z trudną, niszową muzyką?

K.S.: - Powiem banał, ale bardzo prawdziwy - nie poddawajcie się! Zawsze będzie gro osób, które myślą o muzyce, jak o sprzedawaniu jogurtów. Warto mieć wokół siebie mądre osoby, na których można polegać: osoby bliskie, artyści spełnieni z punktu widzenia początkującego. Sama to przerabiałam na sobie, łapałam różne załamki, nawet chciałam rezygnować. Ale jak się coś bardzo kocha to nie da się od tego odciąć, a jeżeli w muzyce jest prawda i szczerość zawsze znajdzie się ktoś, kto ten przekaz odbierze.

M.B.: - Zatem wszyscy, którzy macie fajne piosenki w zanadrzu - śmiało wydawajcie!

K.S.: - Dokładnie. Mamy różne możliwości rozsyłania i propagowania muzyki, są świetne audycje radiowe. Ja sama jestem grana w radiu nocą. Ale to dobrze, bo noc jest piękna na odbieranie muzyki.

M.B.: - Twoje inspiracje to praktycznie cały świat, słychać i Mari Boine i Kapelę Ze Wsi Warszawa, muzykę orientalną. Ale główny temat to muzyka arabska?

K.S.: - Nie, to bardziej cały świat. Wychowałam się na muzyce klasycznej, następnym krokiem była muzyka filmowa, uwielbiałam ten rodzaj snucia głosu w tej muzyce. A wpływy muzyki folk i etno przychodziły od innych osób. Marie Boine poznałam dzięki jednej artystce krakowskiej, która mi wysłała link mówiąc: słuchaj - twoja muzyczna siostra (śmiech). Słuchałam winyli mojej mamy z muzyką jazz i pop, była też poezja śpiewana - Stare Dobre Małżeństwo - no i jakoś z tych różnych stron klimaty działają na mnie do tej pory. Dużo czerpię też z literatury, bo jestem molem książkowym.

M.B.: - Dużo podróżujesz i przywozisz z tych podróży różne instrumenty...

K.S.: - Tak. To jest fajne, kiedy mogę przywieźć instrument z ciekawej części świata. Bawię się na nim, poznaję jego barwę i bardzo mnie to nakręca do czegoś nowego. Ale to moi muzycy wydobywają z tych instrumentów perfekcję barw i kolorów. Dzisiaj w Opolu jest ze mną zespół który mogłam sobie wymarzyć i rzeczywiście marzenia się spełniają.

M.B.: - Jakiś ciekawy instrument, który możesz wymienić?

K.S.: - Pojawi się dziś tarhu - instrument o niepowtarzalnej, głębokiej a zarazem matowej barwie. Bart gra na nim po prostu mistrzowsko.

M.B.: - Na twój zespół składa się obecnie aż 10 osób. Skąd są ci ludzie i jak długo ich zbierałaś?

K.S.: - To są przeróżne osoby, które pojawiały się już od pierwszej płyty. Pierwszą płytę nagraliśmy sesyjnie, aczkolwiek parę osób, jak Mateusz Szemraj, zostało ze mną na dłużej. Później przeniosłam się do Warszawy i zaczęłam zbierać te osoby, którymi są: Bart Pałyga na instrumentach smyczkowych ludowych, Kuba Mielcarek na kontrabasie, Hubert Giziewski na akordeonie, Wojtek Lubertowicz na bębnach obręczowych oraz moja moc śpiewająca: Ola Zawłocka, Karolina Głogowska, Magda Pamuła i Agnieszka Kocińska.

M.B.: - Całkiem duży skład, będzie tłoczno na scenie.

K.S.: - Dzisiaj zmieściliśmy się w jednym pokoju hotelowym i tamże graliśmy, więc zmieścimy się na każdej scenie (śmiech).

M.B.: - Jak się czujesz w Warszawie Ty, jako osoba kochająca las i ciszę?

K.S.: - Wbrew pozorom całkiem nieźle. Mieszkam w centrum w kamienicy, w której mam wspaniałych sąsiadów. Czasem wystawiamy głowy przez okna na wszystkich piętrach i rozmawiamy ze sobą rano bo ktoś się odezwał, ktoś się znalazł, dostawił. Przerzuciłam się niedawno na rower, który wydaje mi się wspaniałym lekiem na miasto.

M.B. : - Współpracujesz ze stowarzyszeniem K40, z którym prowadzisz teatr dla dzieci niepełnosprawnych. Jak udaje Ci się godzić te obowiązki z tworzeniem i jakie to jest dla Ciebie doświadczenie?

K.S.: - To jest rzecz, która bardzo mnie pochłania, bo to nie tylko czas spędzony na zajęciach z dziećmi, ale pisanie scenariuszy, wyjazdy z grupą, nauki i treningi z nimi. Jeszcze otworzyłam grupę seniorów teatralnych, przygotowujemy bajkę dla dzieci. Więc dziś rano kleiłam pająki i sztuczne kwiatki do bajki, potem przymierzałam sukienkę do Opola, potem jechałam do dzieciaków, w międzyczasie stanęłam w korku i do dzieciaków nie dojechałam. Więc to mnie wyczerpuje fizycznie, ale daje tyle energii do działania ponieważ czuję, że jestem potrzebna i robię coś ważnego.

M.B.: - Jak sądzisz, na ile nasze dzieciństwo wpływa na to, kim dziś jesteśmy?

K.S.: - Im jestem starsza i budzi się we mnie świadomość, kim jestem i dlaczego taka jestem rozumiem, jak ten wpływ jest silny. Miałam dwóch braci i tłukłam się z jednym okrutnie, dziewczyny z zespołu się śmieją, że dziś przez to jestem taka waleczna i „do przodu”. Bardzo dużo dali mi rodzice, którzy od 5 roku życia wspierali mnie na baletach, rytmikach aż do wymyślenia sobie szkoły muzycznej i nauki gry na skrzypcach. Jednocześnie wymagali konsekwencji, po półroczu zadawali mi pytanie czy chcę to nadal kontynuować. Jeżeli powiedziałam chcę - musiałam się tej decyzji trzymać i plumkać, kiedy inne dzieciaki bawiły się na huśtawkach. To była świetna szkoła.

M.B.: - Co z Twoją kolejną płytą?

K.S.: - Mam nadzieję, że ukaże się jesienią. Jest inna niż ta pierwsza, aczkolwiek nadal jest na niej folk i brzmienia z różnych stron świata. Będą to moje teksty i piosenki.

M.B.: - Będzie poważnie i nostalgicznie, jak na debiucie?

K.S.: - Jest więcej energii, bębnów i rytmów. Już sam udział 5 kobiecych głosów doda tej płycie kolorytu, bo jednak na debiucie byłam tylko ja. Bardzo dużo będzie motywów wody, nie będzie tak personalnie o mnie, jako kobiecie w świecie, tylko generalnie o ludzkich decyzjach i postawach. Bardzo duży wkład w płytę będą mieli moi muzycy, którym nie narzucałam aż tak dużo, jak przy pierwszej płycie. Nadal jednak są to moje ramy, ale treść to bardzo duży wkład chłopaków. Musiałam chyba dorosnąć do zaufania nie tylko sobie (śmiech).

M.B.: - Możemy spodziewać się koncertów pod koniec roku?

K.S.: - Mam nadzieję, bo dla mnie płyta jest czymś drugoplanowym. Najważniejszy jest koncert i kontakt z publicznością. Złote chwile to te, kiedy widzę jak ktoś np płacze podczas koncertu. Kiedy widzę, że razem z zespołem poruszamy słuchacza. Jak tylko będę wiedziała cokolwiek, wszystko od razu pojawi się na moim Facebooku i stronie internetowej.

M.B.: - Czego należy życzyć Karolinie Skrzyńskiej?

K.S.: - No powodzenia! A propos: ja zawsze dziękuję, uważam też że czarny kot jest na szczęście, a pod drabiną można budować domek(śmiech).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz