13 grudnia 2014

Recenzja: Iron and Wine - Ghost on Ghost


Amerykański artysta Sam Beam, tworzący pod nazwą Iron and Wine jest nie tylko świetnym multiinstrumentalistą, ale przede wszystkim wybitnym wokalistą, śpiewającym jedwabistym, niezwykle ciepłym głosem. Najczęściej gra folk-pop z nutką jazzu, ale nie boi się eksperymentów. Rok temu ukazał się jego piąty już album, "Ghost on Ghost", który miałem okazję odsłuchać dopiero teraz.

Beam odszedł nieco od tego, co robił na poprzednich płytach. Najpierw prezentował wysublimowane, delikatne folkowe ballady, które ja nazywam piosenkami "kominkowymi". Na kolejnych płytach słychać było więcej wpływów, choćby jazzu. "Ghost on Ghost" miała być płytą "luzacką", odskocznią od, jak sam artysta stwierdził "niepokojącego napięcia" poprzednich dwóch albumów.

Płyta jest najsłabszą z dotychczas nagranych przez Beama. Miało być lekko jazzowo, lekko popowo, z posypką w postaci bluesa. I tak faktycznie jest, ale całość nie robi wrażenia i wydaje się w obliczu poprzednich wydawnictw Iron and Wine - wyblakła. Piosenki są niezłe, ale nie zostają w głowie i szybko się nudzą. Mało utworów powala pięknem, płyta jest nierówna. Jest trochę świątecznego klimatu jak w "The Desert Babbler", są przepiękne ballady: "Joy", "Sundown"; jednak całość wypada ogólnie blado.

Dobrze jednak, że głos Beama cały czas urzeka ciepłem, co jest już znakiem firmowym artysty. Co by nie gadać - muzyk ma niezwykły talent do tworzenia kominkowych ballad, które kołyszą folkowym powiewem. Kiedyś, gdy sam usiądę przy domowym ognisku, na pewno sięgnę po płytę Iron and Wine, ale będzie to nie "Ghost on Ghost", ale nieziemsko piękna płyta "Our Endless Numbered Days".

Ocena: 5/10

Posłuchaj:







Wysłuchał: Marcin Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz