5 grudnia 2011

R.E.M. Trzydzieści piosenek na 30 lat



To już koniec. Nie będzie kolejnego albumu R.E.M. Zespół dokonał samorozwiązania jesienią tego roku. Biorąc pod uwagę, że oficjalnie nigdy wcześniej nie ogłaszał końca działalności, myślę że są małe szanse, że jednak Amerykanie zmienią zdanie. Prędzej usłyszymy członków zespołu gościnnie, w repertuarze innych wykonawców tudzież któryś z trójki Michael Stipe, Mike Mills, Peter Buck pokusi się na indywidualną działalność. Całkiem niedawno ukazała się retrospektywna płyta z przeglądem wybranych przez sam zespół utworów: Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage 1982–2011, prezentująca kompletny katalog wydawniczy R.E.M. Płyty grupy typu best of ukazywały się wcześniej (trochę dużo ich było), ale nigdy dotąd nie prezentowały twórczości z całego okresu działalności, zarówno gry zespołem opiekowała się wytwórnia I.R.S (1983 - 1988), jak i Warner Bros. (1988 - 2011). Czy taka kompilacja była w ogóle potrzebna? Sceptyków może przekona fakt, że utwory były wybierane osobiście przez muzyków grupy, niezdecydowanych może przekonać ilość - ogółem 40 piosenek na dwóch płytach, a szalę zaufania być może przechyli obecność 3 nowych piosenek, w tym zaprezentowanej niżej We all back to where we belong.

Ta wzruszająca orkiestrowa ballada to chyba najlepszy komentarz do końca działalności zespołu. Z piosenki aż bije dziecięca niewinność i jednak pewien rodzaj ulgi - "to już koniec, wracamy, skąd przyszliśmy"... Niemniej jednak moim zdaniem ta płyta nie była potrzebna. Nie w tej formie - można było raczej złożyć te same piosenki, w alternatywnych wykonaniach - live, acoustic, etc, połączyć z tymi 3 nowymi utworami i byłaby jakaś nowość. A tak, mamy po raz kolejny kolekcję znanych na pamięć przez fanów piosenek.

Płyta Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage 1982–2011 zawiera:

CD 1:
"Gardening at Night" – 3:29 ( Chronic Town, 1982)
"Radio Free Europe" – 4:06 ( Murmur, 1983)
"Talk About the Passion" – 3:23 ( Murmur)
"Sitting Still" – 3:17 ( Murmur)
"So. Central Rain (I'm Sorry)" – 3:15 ( Reckoning, 1984)
"(Don't Go Back To) Rockville" (Edit) – 3:55 ( Reckoning)
"Driver 8" – 3:23 ( Fables of the Reconstruction, 1985)
"Life and How to Live It" – 4:06 ( Fables of the Reconstruction)
"Begin the Begin" – 3:28 ( Lifes Rich Pageant, 1986)
"Fall on Me" – 2:50 ( Lifes Rich Pageant)
"Finest Worksong" – 3:48 ( Document, 1987)
"It's the End of the World as We Know It" – 4:05 ( Document)
"The One I Love" – 3:17 ( Document)
"Stand" – 3:10 ( Green, 1988)
"Pop Song 89" – 3:04 ( Green)
"Get Up" – 2:39 ( Green)
"Orange Crush" – 3:51 ( Green)
"Losing My Religion" – 4:26 ( Out of Time, 1991)
"Country Feedback" – 4:07 ( Out of Time)
"Shiny Happy People" – 3:44 ( Out of Time)
"The Sidewinder Sleeps Tonite" – 4:06 ( Automatic for the People, 1992)

CD 2:
"Everybody Hurts" – 5:17 ( Automatic for the People)
"Man on the Moon" – 5:13 ( Automatic for the People)
"Nightswimming" – 4:16 ( Automatic for the People)
"What's the Frequency, Kenneth?" – 4:00 ( Monster, 1994)
"New Test Leper" – 5:26 ( New Adventures in Hi-Fi, 1996)
"Electrolite" – 4:05 ( New Adventures in Hi-Fi)
"At My Most Beautiful" (Buck, Mills, Stipe) – 3:35 ( Up, 1998)
"The Great Beyond" (Buck, Mills, Stipe) – 5:06 ( Man on the Moon, 1999)
"Imitation of Life" (Buck, Mills, Stipe) – 3:57 ( Reveal, 2001)
"Bad Day" – 4:05 ( In Time: The Best of R.E.M. 1988–2003, 2003)
"Leaving New York" (Buck, Mills, Stipe) – 4:49 ( Around the Sun, 2004)
"Living Well Is the Best Revenge" (Buck, Mills, Stipe) – 3:11 ( 2008)
"Supernatural Superserious" (Buck, Mills, Stipe) – 3:23 ( Accelerate)
"Überlin" (Buck, Mills, Stipe) – 4:15 ( Collapse into Now, 2011)
"Oh My Heart" (Buck, Mills, Stipe, Scott McCaughey) – 3:21 ( Collapse into Now)
"Alligator_Aviator_Autopilot_Antimatter" (Buck, Mills, Stipe) – 2:45 (Collapse)
"A Month of Saturdays" (Buck, Mills, Stipe) – 1:40
"We All Go Back to Where We Belong" (Buck, Mills, Stipe) – 3:35
"Hallelujah" (Buck, Mills, Stipe) – 3:42

Z okazji rozpadu grupy i jednocześnie 30 lecia działalności, pozwoliłem sobie bezczelnie stworzyć własną kompilację najlepszych piosenek R.E.M. Są to piosenki moim zdaniem nie tylko wybitne, ale także wnoszące w twórczość zespołu i muzyki w ogóle nową jakość. Proszę potraktować to jako rodzaj zabawy. Kolejność przypadkowa:

Perfect Circle - z albumu Murmur, 1983. Pierwszy i co tu dużo mówić - najlepszy album grupy nie ma właściwie słabszych piosenek. Zamiast the best of, równie dobrze można by na zakończenie działalności prze-aranżować i nagrać Murmur jeszcze raz, tworząc wyśmienity tort urodzinowy i jednocześnie pogrzebowy. Perfect Circle to esencja ładunku emocjonalnego, który grupa poszczególnymi utworami aplikowała dawkami fanom. Charakterystyczny, niski "szmer" Michaela Stipe'a, rozstrojone pianino i niejednoznaczna opowieść, napisana prawie w całości przez perkusistę, Billa Berry. Członkowie zespołu wspominali wyjątkowe znaczenie tej piosenki, szczególnie po odejściu z zespołu Berrego w 1997 roku.


9-9, Murmur. R.E.M. byli - o czym w mediach rzadko się mówi - pierwszym zespołem współczesnej alternatywy. W czasach, kiedy powoli punk zmieniał oblicze i stawał się tzw. nową falą, a całość była wypierana przez muzykę taneczną, w czasach eksplozji syntezatorów, automatów perkusyjnych, różowych i niebieskich fryzur i obciachowych strojów, R.E.M. odrzucili panujące trendy i poszli we własnym kierunku. Ten kierunek to brzęcząca gitara Petera Bucka, niejasne, niezrozumiałe teksty Michaela Stipa, śpiewane szemranym, niewyraźnym śpiewem, połączone z melodyjnością i umiarkowaniem basu Mike'a Mills'a i wyrachowaną perkusją Berr'ego. Ich alternatywa była początkowo tzw. college rockiem, bo wczesne utwory były bardzo popularne wśród studenckich rozgłośni radiowych Stanów Zjednoczonych, ale niezbyt znane szerszej publiczności. Tę popularność Peter Buck skomentował później tak: "Nie wiem, dlaczego zebraliśmy tylu słuchaczy w radiach studenckich. Być może mają albo więcej czasu wolnego, albo więcej pieniędzy, albo biorą więcej narkotyków..."


Shaking Through, Murmur to esencja czystej, twórczej radości, czego przykładem jest ten kawałek. Ciągle nie wiem, czy był to pierwszy utwór, na którym pojawiło się banjo, bowiem na żywo Peter Buck gra partię gitar tylko na Rickenbakerze. To utwór, w którym na szczególną uwagę zasługuje wokal Michaela Stipe'a. Niedoceniany przez całą działalność, bo dziwny, niekonwencjonalny. Ciężko cokolwiek zrozumieć w tym czasem wręcz jęczeniu i zawodzeniu, ale robi to generalnie niesamowite wrażenie i nie jest przypadkowe.


Radio Free Europe, Murmur - pierwsza piosenka R.E.M., wydana oficjalnie jako singiel w 1981 roku, zanim jeszcze grupa podpisała kontrakt płytowy. Łagodniejsze wydanie tanecznego bitu i punkowej energii. Mike Mills gra tutaj jedną ze swoich najlepszych partii basu. Piosence towarzyszy dziwny teledysk.


So. Central Rain, Reckoning, 1984. R.E.M. wydali kolejny świetny album raptem rok po debiucie. Piosenek było jak czereśni w czerwcu, a Peter Buck stwierdził, że grupa pisze raz w tygodniu dwie dobre piosenki. Reckoning została nagrana w ciągu dwóch tygodni. Raz, że zespół te piosenki miał w większości już ograne na trasach, dwa, że chciał skończyć nagrania, nim do studia zawitają przedstawiciele I.R.S., którzy naciskali na zespół, żeby ten stworzył jakiś przebój. So. Central Rain jest być może jakimś kompromisem między tymi żądaniami, a własnymi ambicjami. Co ciekawe, zespół napisał ten utwór pod wpływem gwałtownych ulew, które spowodowały, że nie działały telefony. Członkowie nie mogli dodzwonić się do własnych rodzin, dlatego w tytule mamy I'm sorry.


Pretty Persuasion, Reckoning - idealny przykład wzajemnego uzupełniania się wokalnie Michaela Stipe'a i Mike Millsa. Mills sporadycznie był pierwszoplanowym wokalistą (Stand), jednak w większości tylko wspomagał Stioe'a, czasem śpiewał partie refrenu, zwrotek. Tutaj wspaniale uzupełnia kolegę w zwrotce, którą pozwolę sobie przytoczyć: Here's what I want, hurry and buy, All has been tried, follow reason and buy, gdyż trudno cokolwiek zrozumieć z tego przeciąganego skowytu. To właśnie wyróżniało R.E.M. - raz, niejednoznaczne teksty, dwa - niezrozumiały śpiew, wręcz bełkot.


Feeling Gravitys Pull, Fables of the Reconstruction, 1985 - kolejny rok i kolejna płyta, czyli R.E.M. wtedy w najwyższej formie. Ale kompozycje ewoluują wyraźnie. Słychać coraz bardziej rozbudowane kompozycje. Duża w tym zasługa nowego producenta, Joe Boyda, który zastąpił parę Dixon/Easter, być może także przeprowadzka do Londynu. Z perspektywy muszę stwierdzić, że od tej płyty kończy się era najbardziej awangardowej i radosnej twórczości R.E.M., zespół powoli wkracza w nowe rejony. Feeling Gravitys Pull to pierwsza tak złożona i niecodzienna kompozycja, co zespół potem będzie sporadycznie powtarzał (np. w E-bow the Letter), pozbawiona radości dwóch poprzednich płyt. Pieśń opowiada o zasypianiu podczas czytania. Nastrój trochę horrorowy, ale wyjątkowo klimatyczny, zwłaszcza ze względu na surowe gitary.


Can't Get There From Here, Fables of the Reconstruction - kto by pomyślał, ale twórczość R.E.M. obija się czasem o funk, chociaż inspiracją do piosenki mieli być czarnoskórzy artyści soul, których Stipe słuchał namiętnie. Całość przypomina trochę Fire Hendrixa, a partie saksofonu i funkująca gitara Bucka budują świetny klimat. Co ciekawe, piosenka miała nie trafić na album, ale zespół uwzględnił ją jednak na płytę, gdyż podobała się publiczności na koncertach.


Wendell Gee, Fables of the Reconstruction - Mike Mills napisał ten utwór po wysłuchaniu jednej z piosenek Fleetwood Mac, a wyróżniłem go dlatego, że chyba dopiero tutaj zespół wykorzystał banjo, które potem zamieni na mandolinę, dwa instrumenty folkowe, rozsławione na cały świat głównie dzięki R.E.M. To także wyznacznik nowego, bardziej akustycznego brzmienia, które zespół obierze za kilka lat. Na wideo niestety banjo nie ma, jest gitara klasyczna.


Fall On Me, Lifes Rich Pageant, 1986 - Kolejna płyta i znowu tylko rok przerwy. Jeśli wziąć pod uwagę, że zespół dużo w tym okresie koncertował, brak pracowitości raczej nie można im zarzucić. Jest to jednak słabsza płyta, porównując z trzema poprzednimi. Fall on me to jeden z dwóch singli na LRP, który porusza kwestie ochrony środowiska, konkretnie zanieczyszczenia powietrza i zjawiska kwaśnych deszczów. W teledysku to pieśni widzimy dużą czcionką napisy - to dość ironiczna odpowiedź zespołu na "oskarżenia" dziennikarzy o niejasny przekaz i praktycznie niemożność zrozumienia, o czym chłopaki śpiewają.


The Flowers of Guatemala, Lifes Rich Pageant - kolejna z cyklu ekologicznie zaangażowanych pieśni, z utopijnym tekstem. Tytułowe kwiaty, które pokrywają wszystko każą sądzić, że członkowie zespołu inspirowali się więcej, niż tylko pięknem przyrody. Fantastycznie brzmi tu partia delikatnej, jakby smyczkowej gitary.


The One I Love, Document, 1987 - z płytą Document, przyszła zmiana producenta, którym został Scott Litt, który pozostanie z zespołem we współpracy aż do albumu Up (1997). Obecność Litta wyraźnie wpłynęła na brzmienie całości, płyty która jest wyraźnie surowsza od poprzedniczek. Teksty już nie traktują często o niczym, lecz celują w politykę i polityków (Mccarthy, Reagan). Jest to także niemały przełom komercyjny. Pieśń The One I Love dociera nawet do pierwszej dziesiątki Billboardu, zespół pojawia się na wielkich scenach letnich festiwali. Piosenka, którą wybrałem zawiera jeden z najlepszych riffów R.E.M., a traktuje nie - jakby się zdawało - o miłości, lecz o wykorzystywaniu drugiego człowieka "Simple prop to occupy my time...". Krzyk Stipe'a jest jednym z najlepszych, na jaki się zdobył.


It's The End Of The World As We Know It (And I Feel Fine), Document - Chyba pierwsza piosenka, po której zakochałem się w R.E.M., gdzieś w latach 1999 - 2001. Być może moment, w którym zespół najbardziej zbliżył się do punku (którym się inspirował). Pieśń ma być inspirowana jednym z licznych snów Michaela Stipe'a o apokalipsie. Złowieszczy tytuł, ale punkowa energia i pozytywne wibracje, że koniec świata już nie jest taki straszny. Dziwny teledysk nagrany podczas jednej z tras zespołu poniżej.


You Are The Everything, Green, 1988. Tak, to niewiarygodne, ale R.E.M. nagrali i wydali kolejną płytę w jeden rok. Do tego kompletny zwrot stylistyczny i hołd złożony folkowi. Po raz pierwszy słyszymy mandolinę, którą Peter Buck spopularyzuje na kolejnych albumach. Na Green przeprowadzono kilka ciekawych zabiegów: wydrukowano teksty, ale tylko jednej z 11 piosenek - World Leader Pretend, na tylnej okładce nie ma zaś wyszczególnionej końcowej piosenki, która dodatkowo jest...niezatytułowana. Czy to pierwszy taki manewr - nie wiem, ale nieźle mnie zmieszał przy pierwszym przesłuchaniu. Prezentuję pierwszą piosenkę R.E.M. z mandoliną zamiast gitary. Dodatkowo, wyjątkowo prosty, niepolityczny tekst Stipe'a.


Country Feedback, Out Of Time, 1991. Chyba te trzy lata przerwy nie poszły na marne, skoro zespół wrócił z albumem, który do dziś jest ich największym komercyjnym sukcesem. Sprzedało się jak dotąd 17 milionów sztuk, w USA i UK album po raz pierwszy osiągnął szczyty list. Daruje sobie singiel, który wszyscy znają na pamięć - Loosing My Religion, prezentując ulubioną piosenkę Michaela Stipe'a z katalogu R.E.M., i jednej z moich faworytów. Stipe mówił, że pieśń traktuje o rozpadzie związku, a Countrey Love - była żona Kurta Cobaina twierdzi do dziś, że jest to utwór o niej samej. Uwielbiam ten country feel w tym po prostu doskonałym utworze.


Low, Out Of Time. Aranżacyjny majstersztyk. Niepokojące organy Millsa, znakomita sekcja smyczkowa i kontrabas w tle. Do tego klarnet basowy i najniższa z możliwych tonacji głosu Stipe'a. Klimat wyjątkowo niepokojący. To musiało się udać.


Nightswimming, Automatic For The People, 1992. To miał być ostry, rockowy album, ale skończyło się właściwie na kontynuacji Out Of Time i dryfowania w łagodności krainie folku. I dobrze, bo aż roi się tutaj od genialnych utworów. Z przyjemnością prezentuję mój ulubiony kawałek grupy, Nighswimming, nostalgiczne i niewinne wspomnienie z dzieciństwa. R.E.M., oprócz tego, że wymyślili alternatywę, to byli także chyba jednym z bardziej skutecznych wyciskaczy łez. Ten utwór wycisnął w moim przypadku niejedną. Prosta ballada na pianino Millsa i ten łkający śpiew Michaela. To chyba jedyna piosenka remów, gdzie najpierw był tekst, a potem muzyka, ale proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. Partię smyków układał za to John Paul Jones.


The Sidewinder Sleeps Tonite, Automatic For The People. Nie ukrywajmy, że jest to nieco bardziej luźny, komercyjny R.E.M., ale to jedna z piosenek, obok It's The End Of The World..., po której zakochałem się w zespole. To kwintesencja zaszyfrowania tekstu R.E.M. Wyobraźcie sobie, że w tekście refrenu, który brzmi "coney jah waker," tak naprawdę Stipe śpiewa: "call me when you try to wake her up"(sic!!!)


Tongue, Monster, 1994. Jedna z moich faworytek na kolejnym albumie, który był kolejnym zwrotem. Dodatki aranżacyjne zostały tu ograniczone do minimum, na pierwszy plan powróciły gitary elektryczne, które tutaj są charakterystycznie zniekształcone. To wyjątkowo obfity w wydarzenia okres dla zespołu: śmierć przyjaciół - Kurta Cobaina i Rivera Phoenix. Zespół powrócił na pierwszą od 1989 roku trasę koncertową, podczas której działy się dziwne rzeczy. Perkusista Bill Berry, właśnie podczas wykonywania Tongue, musiał przerwać występ z powodu bardzo silnego bólu głowy. Okazała się potem, że miał tętniaka mózgu, jednak szybki zabieg zapobiegł tragedii. Nic dziwnego, że Berry przyznał, że na późniejszych występach na żywo dziwnie się czuł grając ten utwór. Stipe zaś otwarcie przyznał, że kawałek traktuje o seksie oralnym. Piosence towarzyszy fajny teledysk:


Undertow, New Adventures In Hi Fi, 1996. NAIHF jest można powiedzieć kompromisem i spoiwem wszystkiego tego, co zespół do tej pory stworzył. Znajdziemy tu i zdarte gitary i mandolinę. Jest to długi, ponadgodzinny album, ale mimo tego chyba mój ulubiony z całego katalogu grupy (Murmur jest muzycznie najlepszym). Tego samego zdania byli członkowie zespołu, zwłaszcza Peter Buck. Mimo dobrego klimatu wokół płyty, z grupy na dobre odszedł perkusista Bill Berry, by zająć się swoją farmą. Po kłopotach zdrowotnych to całkiem mądre posunięcie.


New Test Lepper, New Adventures In Hi Fi. Jedna z piękniejszych pieśni na płycie. Mimo, że pierwszy wers zaczyna się od słów: "I Can't Say I Love Jesus...", Peter Buck stanowczo odrzucił satanistyczne skłonności Stipe, po raz kolejny bezlitośnie obnażając dosłowność interpretacji tekstów co niektórych krytyków...


E-Bow The Letter, NAIHF. Piosenka sławna przez udział Patti Smith, wieloletniej inspiracji zwłaszcza Stipe'a. Peter Buck gra tutaj tzw. gitarą E-Bow, czyli gitarą na smyczek magnetyczny. Polega to na tym, że Buck przesuwa po gryfie taką dużą jakby kostką, która wbudowanym magnesem wprawia struny gitary w drgania. Zabieg daje niesamowite wrażenie podczas słuchania.


Electrolite, NAIHF. Nie mogło oczywiście zabraknąć mandolinowego dzieła, którego początkowo nie chciał na albumie uwzględnić sam Stipe. Został jednak przegłosowany, a potem sam przyznawał, że jest to jedna z jego ulubionych piosenek. Piosenką wokalista żegna 20 wiek i wita 21. Tytuł Electrolite przyszedł do Stipe'a podczas przelatywania nad Los Angeles.


Hope, Up, 1998. Up był kolejnym zwrotem, ale w terytoria wcześniej przez R.E.M. nieplądrowane. Odszedł Berry. Na produkcji zatrudniono Pata McCarthego i Nigela Godricha, na co dzień producenta Radiohead, co wpłynęło bardzo na brzmienie nowej płyty. To jedyna naprawdę elektroniczna płyta grupy, czego zespół już nigdy więcej nie powtórzy. Sesje nagraniowe były ponoć bardzo napięte, o mało nie doszło do rozpadu. Całość jednak się broni i dowodzi nieograniczonych zasobów kompozytorskich zespołu, który spokojnie myślę mógłby zrobić kilka takich Up-ów. Wybrałem Hope nie tyle dlatego, że w splendorze kompozytorskim uhonorowano Leonarda Cohera (ponoć przez podobieństwo do jego Suzanny), lecz ze względu na fajny, transowy nastrój, która narasta NARASTA NARASTA (dotrwajcie do końca). Ej, właściwie przy tej piosence można nawet tańczyć!


Why Not Smile, Up. Druga, po Nighswimming moja ich ulubiona piosenka, troszkę klon Perfect Circle, co absolutnie nie obniża wartości pieśni. Startujący niewinnymi klawiszami utwór rozkręca się i rozkwita delikatnymi smugami Buckowskiej gitary. Wyjątkowo prosty, JASNY tekst Stipe'a, śpiewany niewinnie, jakby przed chwilą Michael coś przeskrobał. Bardzo wzruszający kawałek. Takich perełek naprawdę współcześnie ze świecą szukać...Podaję z wrzuty, ponieważ na YT nie ma oryginału. Warto.


You're In The Air, Up. Dziwna atmosfera towarzyszy płycie przez całą długość i to jest tego najlepszy przykład. Partia gitary akustycznej w refrenie brzmi równie dobrze, jak trąbka Milesa Davisa.


Saturn Return, Reveal, 1999. Ostatnia, moim zdaniem dobra płyta R.E.M. (niestety, nawet licząc całkiem udaną Collapse Into Now, nijak się to ma do choćby Up). Piosenki są równie, nie ma wyróżniających się hitów, ("Imitation Of Life"? chyba sobie ktoś jaja robi), no nie licząc I'll Take The Rain. Jest to taka Kid A Radiohead w wykonaniu właśnie R.E.M., tyle że ci drudzy byli pierwsi (Kid A - 2001). Wszystko tutaj jest raczej wyciszone, wyrównane, miarowe. Nie ma ostrych gitarowych wycieczek Bucka, ani rozwalających akordów pianina Millsa. Saturn Return to dobitnie potwierdza. Znowu wrzuta:


Leaving New York, Around The Sun, 2004. Z ATS wyróżniłem jedną piosenkę, tylko dlatego, że mam z nią ścisły emocjonalny związek. Kiedy była grana, byłem akurat w Niemczech na stażu w hotelu. Dla mnie pierwszy dłuższy wyjazd za granicę był dość dużym przeżyciem i momenty tęsknoty za domem "uprzyjemniałem" sobie smutnymi obrazkami zamyślonego Stipe'a, który siedzi w samolocie i śpiewa o swoim ulubionym mieście, który właśnie opuszcza. Obrazki zadumanej i pełnej jakiegoś bólu twarzy Stipe'a utkwiły mi wtedy mocno w pamięci, można powiedzieć, że ból przeżywaliśmy wspólnie. Ta piosenka, wręcz pomogła mi i powinienem postawić ją wyżej w swojej hierarchii R.E.M.


The Great Beyond, Man On The Moon OST, 1999. Przedostatnim wyróżnionym utworem jest ta pieśń, powstała na potrzeby filmu Man On The Moon Andy'ego Kaufmanna.


Kończę tym utworem, . R.E.M. zakończyli działalność, ale muzyka żyje. Słuchajcie R.E.M.!

Marcin Bareła

3 komentarze:

  1. piękne wspomnienia i komentarze, myślę że jednak krzywdzisz nieco REM nie zamieszczając nic z płyt Accelerate i Collapse into Now, bo moim zdaniem tą są bardzo udane albumy. Ciekawe masz spojrzenie na pierwsze 3 albumy. Ja uwielbiam pierwszych pięć, Lifes jest dla mnie tak mocny jak Automatic! Myślę, że płytą Accelerate stanęli mocno na nogach, a Collapse to już był dowód na wielki powrót do formy, tyle że właśnie po nim się rozwiązali, szkoda.
    Ciekawe spojrzenie. Pozdrawiam, Arek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym krzywdzeniem to rzeczywiście mógłbym dać spokojnie coś z Collapse czy Accelerate. Ale uważam, że to już nie jest to samo od Reveal po prostu.Chociaż Collapse naprawdę lubię i raczej faktycznie skupiłem się na latach 1982 - 2000. Ale dzięki za komentarz i pozdrawiam:)
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Ciekawy punkt spojrzenia - głównie ze względu na pierwsze wydawnictwa R.E.M. Będę zapewne zaglądał tu co jakiś czas :)
    Muszę zgodzić się z Arkiem - szkoda, że nie umieściłeś nic z dwóch ostatnich płyt, bo są tam świetne utwory.
    Serdecznie pozdrawiam.
    Dominik

    OdpowiedzUsuń