19 stycznia 2015

Recenzja: Tweedy - Sukierae


Jeszcze w ubiegłym roku świat usłyszał dzieło - owoc współpracy dwojga artystów - ojca i syna. Sukierae to płyta podpisana logiem Tweedy - od nazwiska owych artystów - Jeffa i Spencera Tweedy. Ojciec i syn to rzadkość w fonografii, a tutaj proszę - mimo różnic pokolenia, muzycznej filozofii i gustu, duetowi ojciec - syn udał się album zaskakująco spójny.

Jako fan Jeffa Tweedy i zespołu Wilco nie jestem jednakowoż w 100% zachwycony płytą, która składa się aż z 20 piosenek i niektóre wydają się niepotrzebnymi wypełniaczami - jak np. Pigeons. Tweedy wspominał w jednym z wywiadów, że lubi eklektyzm i zawsze chciałby tworzyć swój Biały Album. Faktycznie - Sukierae zawiera wiele odcieni Americany, jednak o biegunowości Białego Albumu trudno tu mówić. Nie sposób odejść muzykowi od fascynacji muzyką folk - country i tzw. muzyką bluegrass - podrodzajem country, w której nie ma gitar elektrycznych, natomiast mamy np. mandolinę, gitarę akustyczną, banjo czy kontrabas.

Na Sukierae Jeff i Spencer Tweedy nie bawią się w co zawiłe eksperymenty, serwując dawkę alternatywnego country ze szczyptą surowego rocka. Jeff może nie jest najwybitniejszym gitarzystą, ale potrafi okazjonalnie zaskoczyć, w World Away prezentując krótką, beatlesowską solówkę z ery Revolvera. Spencer z kolei na już istniejącą partię perkusji w eksperymentalnym Diamond Light, podkłada własną ciekawą interpretację, z czego powstaje dwuwarstwowa partia bębnów. Tweedy wyrósł także na punku, a ślady dawnych fascynacji słychać w I'll Sing It.

Siłą płyty jest fakt, że artyści stale wydobywają z czegoś, co już dawno było i co znamy, świeżość i radość. Bo nie ma nic odkrywczego w poczciwej Americanie, a dodatkowo sam Tweedy nawet nie próbuje ukrywać fascynacji zespołem The Beatles, śpiewając momentami w podobnej manierze, jak John Lennon. Powstawaniu płyty towarzyszyły dosyć dramatyczne okoliczności - żona Jeffa, Sue znalazła się w szpitalu, poddając się chemioterapii na - na szczęście - niezłośliwego nowotwora. Dlatego cały album dotyczy - nie w bezpośredni sposób - Sue Tweedy, stąd też tytuł Sukierae.

Lubię podwójne albumy, jednak nie było tu wystarczająco dobrego materiału. A podobno Jeff Tweedy miał w zanadrzu 80 utworów na demo! Mimo wszystko, jest to dobra rzecz na zimne zimowe wieczory i nie tylko.

Ocena:6/10

Posłuchaj:







Marcin Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz