14 lipca 2014

Usłyszane: Badly Drawn Boy - The Hour of Bewilderbeast

Od dziś, jako nowy cykl, rozpoczynamy publikacje płyt, które ostatnio usłyszeliśmy w kolejności zupełnie przypadkowej. A ponieważ tych płyt już nieco się nazbierało, pora na pierwszą z nich.

Przedstawiam gościa, który nazywa się Damon Michael Gough, a tworzy pod oryginalną ksywą Badly Drawn Boy (źle narysowany chłopiec). Nazwę artysta wziął od telewizyjnego show Sam and his Magic Ball, a sam, zanim zajął się muzyką, tworzył okolicznościowe kartki z kolażami i rysunkami swego kuzyna.


Zajmiemy się pierwszą płytą BDB, The Hour of Bewilderbeast z roku 2000. Płytę kupiłem w ciemno, nie znając wcześniej kompletnie wykonawcy. Spodobał mi się kolaż na okładce:


A zawartość: niezwykle eklektyczna. Gough jest niezwykle uzdolniony, gra na większości instrumentów, jedynie zostawiając smyczki i dęciaki reszcie. Trudno naprawdę opisać, co słyszymy na albumie, bo jest dużo ogniskowego folku, są przepiękne ballady, ale jest też dużo postgrunge'u, a nawet szczypta hip-hopu! Przyznam szczerze, że gdyby Gough pozbył się kilku męczących utworów z obozu Nirvany, jak "Everybody's Stalking", czy "Another Pearl", byłoby znacznie równiej i nie trzeba by było przerzucać słabych kawałków. A tak jest aż 18 piosenek na albumie dobrym, który okrojony do 12 utworów byłby naprawdę genialny. Bo pierwsza połówka jest (bez wspomnianych wyżej kawałków) po prostu porywająca, aż do przepięknej ballady "Magic in the Air", gdzie następuje rozluźnienie i poziom z wybitnego spada do dobrego, a nawet przeciętnego. Stylistyka, jak wspomniałem, głównie folkowa, z domieszką mocniejszych brzmień pokroju Nirvany i Pearl Jam, ale jest też dużo harfy i rzadko używanej w muzyce popularnej waltorni, czyli coś co wygląda i brzmi jak poskręcana trąbka.

Płyta jest bardzo odważna, przygodowa i w przeważającej części nie można się nudzić, choć powinna być krótsza, bo zamiast niedosytu zostawia przesyt. Jak na artystę, który na koncertach obraża publiczność, potrafi przerwać koncert twierdząc, że jest znudzony, albo rzuca w widownię instrumentami to jest to naprawdę przystępna dla ucha "miła" porcja muzyki. Warto.







Wysłuchał: Marcin Bareła

2 komentarze:

  1. Super utwory. Ogólnie kocham się w takich utworach. Można sobie samemu zagrać na gitarze, pośpiewać i pomedytować :)
    Genialne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja akurat uważam, że ta płyta nie jest za długa. Można słuchać ją bez końca :) Zapraszam również do siebie: www.donnazoe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń