9 czerwca 2013

Mela Koteluk - Dni Sosnowca, 08.06.2013


Mela Koteluk w oryginalnych spodniach i "firmowym" kapeluszu

Piękne miasto Sosnowiec miało zaszczyt, w ramach cyklicznych Dni Sosnowca gościć znakomitych artystów, reprezentujących cały horyzont brzmień i stylistyk. Jedną z ciekawszych propozycji miasta w tym roku był występ Meli Koteluk (08.06), niepozornej dziewczyny o głębokim, wytrawnym głosie. Zaproszenie artystki było strzałem w dziesiątkę, gdyż Mela z zespołem są koncertowo znakomici! Miałem wielką przyjemność poznać osobiście Melę (wł. Malwinę) Koteluk i szczerze przyznam, że jestem pod dużym wrażeniem jej osobowości. Nikogo nie udaje, jest bardzo ciepła i przyjacielska, w rozmowie natomiast naturalnie szczera, ale i skromna. Krótka, niepewna prośba o możliwość nagrania wywiadu? Nie ma żadnego problemu i za chwilę rozmawiamy niczym dobrzy kumple, a jedynym utrapieniem mogą być liczne i wścibskie komary.


Jeszcze chwila i Sosnowiec przywita Melę

Nie wywiad jest tutaj najważniejszy, ale sam koncert. Już podczas zakulisowej rozmowy z artystką dowiedziałem się, że na występie będzie można usłyszeć nowe kawałki, które znajdą się na drugiej regularnej płycie. I rzeczywiście – w Sosnowcu usłyszeliśmy dwie nowe piosenki: „To Trop” i „Wielkie Nieba”. Piosenki w brzmieniu znakomite: pierwsza minimalistyczna i nieco surowa, pod dyktando rytmiki bębnów; druga nieco dynamiczniejsza z charakterystyczną, wystukiwaną linią perkusyjną (jak w „There There” Radiogłowych) i fajnym gitarowym intro ala Wilco i ich „How To Fight Loneliness”. Spoiwem tych znakomitych kompozycji są autorskie teksty Meli, jak zwykle niedosłowne, zmuszające do myślenia, jak zwykle wyrafinowane. Przyznam, że w Sosnowcu usłyszałem te piosenki po raz pierwszy, ale teraz jestem już pewien jakości drugiej płyty, a Meli Koteluk, z muzycznym i lirycznym poziomem nowych kawałków, „syndrom drugiej płyty „ na pewno nie grozi. Póki co, 25 czerwca ma się ukazać maxi singiel, natomiast daty premiery drugiego albumu jeszcze nie znamy, nagrywanie piosenek trwa.


Usłyszeliśmy dwie premierowe piosenki

Koncert w Sosnowcu był jednym z tych, na które idziesz nie nastawiając się na nic wielkiego, a wychodzić zeń zachwycony. Tak właśnie w moim przypadku było, i może dobrze, że nie miałem żadnych oczekiwań, bo teraz wiem, że jest to naprawdę znakomity koncertowo zespół. Nie było tak od początku, atmosfera narastała z każdą piosenką. Pewnym „przełomem” była interpretacja „Stale Płynne”, gdzie na ukulele gra Piotr Aleksandrowicz. Ta zwariowana, uszyta na modłę stylistyki country wersja wyraźnie pobudziła publiczność i od tej chwili nie było już odwrotu – Mela wraz z zespołem po prostu rozkochali w sobie sosnowiczan. Podczas kolejnych utworów oklaski biły coraz głośniej a gardła wydzierały dźwięki z coraz wyraźniejszą swadą. Kulminacją znakomitego nastroju była interpretacja utworu ”Nie Zasypiaj”, podczas którego każdy z zespołu Meli zaprezentował instrumentalne lub wokalne umiejętności. Najbardziej zapadła w pamięć solówka perkusyjna Roberta Rasza, który krótką zabawą z bębnami po prostu rozłożył autora tekstu na łopatki.


Chętnych zobaczenia artystki nie brakowało

Na bis Mela zaprezentowała dwie piosenki, zagrane zresztą po raz drugi: sztandarową już „Melodię Ulotną” i „Wielkie Nieba”. Publiczność za nic nie chciała wypuścić artystki ze sceny, głośne okrzyki w rodzaju: „Mela, Mela; jeszcze jeden; zostań z nami” trwały dobre kilka minut. Ale to był już naprawdę koniec znakomitego koncertu. Wersje znanych utworów z debiutu – płyty „Spadochron”, mimo że nie zmienione w strukturze, miały rockowy pazur; zaskakiwały pozytywnie covery: „What Else is There” Royksopp i „Ani Ja Ani Ty” Grzegorza Ciechowskiego, no i baaardzo podobały się nowe piosenki.



Jedynie co mogło zburzyć ten sielski nastrój to bardzo denerwujące, głośne rozmawianie młodych ludzi. To zadziwiające, że mając do dyspozycji całe 24 godziny dnia, można akurat w trakcie półtoragodzinnego koncertu nawijać niezmordowanie przez całą jego długość. Zbędnym jest dodawanie, że takie głośne rozmawianie rozprasza nieznośnie i odbiera przyjemność odbioru muzyki. Dodatkowo, utwory Meli pozostawiają sporo przestrzeni, dlatego każdy zbędny dźwięk słychać podwójnie. To także – co oczywiste – zwyczajny brak szacunku dla artysty. Dlatego w pewnej chwili zmieniłem miejsce odbioru koncertu, by w pełni nim się delektować i dobrze, bo w Sosnowcu naprawdę było się czym delektować. Gratulacje Mela!

Marcin Bareła

Zobacz więcej zdjęć:










Autorem zdjęć jest Patryk Ogieł: https://www.facebook.com/patrrickoo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz