3 maja 2011

Oceniamy: The Do - Both Ways Open Jaws



Coś jest w tym fińsko-francuskim duecie, że intryguje, przyciąg, choć z początkowe przysłuchiwanie się wywołać może zdziwienie w najlepszym przypadku. Bo The Do są niejako esencją muzycznego eksperymentu, który utrzymany jest w pewnych ramach, pozwalających przeciętnemu słuchaczowi eksperyment ten zrozumieć.

Zmysłowy, seksowny głos wokalistki, gitarzystki, kompozytorki muzyki, Finki Olivii Merilahti, na marginesie – bardzo pięknej dziewczyny, i muzyczne efekty Dana Levy, grającego na wielu instrumentach Paryżanina. Oboje, po spotkaniu w 2004 storzyli duet The Do. Ich debiut, „The Mouthful” (2008 rok) zasłużenie zebrał ciepłe recenzje krytyków, 3 lata po tej płycie mamy to, co dla wielu grup z dobrym debiutem na koncie jest zbyt dużym ciężarem do udźwignięcia – stworzyć drugi dobry album. Nie udało się chociażby Starsailor, nie udało się Bloc Party i wielu innym. The Do ciężar ten nie tylko udźwignęli, lecz śmiem twierdzić, że podnieśli ciut wyżej płytą „Both Ways Open Jaws”.

Złym podejściem w tym przypadku jest nastawienie się na przebojową, melodyjną zawartość. „Both Ways Open Jaws” jest bardziej i głównie misz-maszem rytmiki i eksperymentu, aniżeli stricte piosenkową płytą. Eksperymetu, który kiedyś, wraz z płytą „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” zespół The Beatles zmienił muzykę, a właściwie podejście do niej. To własnie echa Sierża Pieprza słychać na BWOJ najwyraźniej. Choćby na „Quake, Mountain, Quake”, gdzie słyszymy w tle orkiestrę, rozbrzmiewają miarowo akordy pianina, a całość strukturą przypomina nieco zwolnione „Getting Better” Beatlesów. Na „Too Insitent” są charakterystyczne trąbki, lekko kabaretowe „The Calendar” zaś bawi smyczkami, perkusją i fleciakami. W wartwie wokalnej, piosenka do złudzenia przypomina (tonacja, brzmienie) przebój Janis Joplin, „Mercedes Benz”. Wokalizę i twórczość Bjork słychać w „Moon Mermaids”, to tu to tam przebrzmiewają Coco Rosie, jednak to duch Beatlesów unosi się w powietrzu (nie dosłownie, ale jednak) przy okazji odwarzania zawartości najbardziej. Czy to w trąbkach, w smyczkach, w warstwie zharmonizowanych, zgrabnych wokali lub przez agresywne akordy pianina, nieoczekiwanych zmianach tonacji, tempa – po prostu to słychać.

Jak na swego rodzaju eksperyment muzyczny płyta jest naprawdę udana, a co najważniejsze – jest przystępna. Powinna być – w przeciwieństwie do większości dzieł Bjork, zrozumiana i w naszym, ciągle jednak muzycznie hermetycznym kraju. O ile, w ogóle do nas dotrze, i ktoś się zainteresuje.

Ocena: 7/10

Posłuchaj:






Marcin Bareła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz