6 maja 2011

Medykalia 2011: Pustki, Plagiat 199, Żywiołak



Medykalia 2011 w Strasznym Dworze w Katowicach to nieprzypadkowa nazwa. Impreza jest kierowana przede wszystkim do studentów Medycyny, jednakowoż cały świat jest mile widziany (za niewielką opłatą). Na tegorocznej edycji, 5 maja w katowickim klubie na Uniwersyteckiej zagrali (w kolejności): Pustki, Plagiat 199 i Żywiołak. Całe szczęście, że w środku byli znający ludzką anatomię studenci, możliwe że i przyszli laryngologowie, bowiem w czasie koncertu można było momentami ogłuchnąć.



Pierwotnie zaczynać miał Plagiat 199, po drodze Żywiołak a kończyć miały Pustki, jednak tuż przed koncertem udało nam się porozmawiać z Radosławem Łukasiewiczem, gitarzystą Pustek. Okazało się, że zespołowi wypadł koncert w Brukseli na Place Flagey w ramach Pustki vs Aelita i ze względu na wczesny wylot, zespół musiał przełożyć godzinę występu w Strasznym Dworze na 19.30. A zaczęli po 20.00. Koncert mógł rozczarować fanów Pustek z początków działalności, gdyż usłyszeli piosenki od trzeciej płyty Do Mi No, w górę wydawniczej drabinki, ale to nie żadna tajemnica, że od odejścia Jana Piętki i „przejęciu” głównych wokali przez Barbarę Wrońską, zespół po prostu do starych kawałków nie wraca. Raz, że dziś są zupełnie inną formacją, dwa, że raczej trudno byłoby Basi Wrońskiej skopiować głos Piętki. Pocieszającym jest, że „Słabość Chwilowa”, klasyk z czasów Piętki, jest dziś żelazną pozycją każdego koncertu Pustek. Z Do Mi No usłyszeliśmy oprócz tego także „Slajdy”. Kolejna płyta, Koniec Kryzysu: porywająco wypadły „Senty menty”, utwór Basi, na perkusji poszalał sobie nie mało Grzegorz Śluz, zresztą szalał cały koncert.



Usłyszeliśmy „Parzydełko” z kapitalną linią gitary basowej Szymona Tarkowskiego, aczkolwiek bas „gubił się” ciągle w akustycznych sprzężeniach. Z Końca Kryzysu poleciały także „Nie tak miało być”, znakomite, słodkie „Nie zgubie się w tłumie” i moment, w którym na chwilę zapomniałem o świecie, „Niezdrowy rozsądek”, moim zdaniem jeden z najlepszych utworów Pustek, tekstowo i muzycznie, pod względem pomysłu na piosenkę i koncepcji rosnącego napięcia, aż do pełnego pasji wybuchu. Kalambury, czyli ostatnia regularna płyta Pustek była reprezentowana przez „Znój”, „Notes”, „Trawę” i „Wesoły Jestem” (możliwe, że coś pominąłem). Koncert nie był jednocześnie typowym odgrywaniem piosenek, zespół co chwila improwizował, przedłużał grane utwory, bawił się w małe bitwy na bas i perkusję. W pewnym momencie kłopoty ze sprzętem wykorzystali do krótkiej improwizacji na gitarę i bas: na warsztat wzięli „Sweet child of mine” Guns n Roses. Niestety, moje ogólne wrażenie było mieszane. Mało ludzi, bo stosunkowo wcześnie, kiepskie nagłośnienie (momentami ledwo słyszałem Basię) i ogólnie sztywno. Tyle że nie z winy Pustek, oni absolutnie dają radę.



Po Pustkach wystąpił Plagiat 199, tutaj nie popisze się specjalnie, ponieważ w tej materii jestem laikiem. Nie wysiliłem się i nie posłuchałem przed koncertem ani jednej ich piosenki, i nie będę się tłumaczył brakiem czasu. Po prostu postanowiłem sprawdzić ich od razu, na żywo. Pochodzą z Czechowic – Dziedzic. Jak sami twierdzą, grają „energetyczną mieszankę muzyki ska, punk i reggae, dodatkowo wzmocnioną niebanalnym żeńskim wokalem oraz charyzmatyczną sekcją dętą”. Ten niebanalny wokal jest zasługą Madziary Czomperlik, która na scenie pojawiła się w stroju, jakby przed chwilą wypuścili ją z pudła. Popatrzyłem na tę szaloną, pozytywną dziewczynę chwilę i nie mogłem się nadziwić punkowych, wręcz „robotowych”, jednocześnie bardzo zgrabnych ruchów jej ciała. Za chwilę wokalistka zdjęła górną część stroju, ku uciesze męskich oczu. Było przede wszystkim bardzo głośno.



Plagiat 199 w swoim składzie ma sekcję dętą: trąbkę i puzon, jednak prawie wcale nie było jej słychać. Wokalistka była słyszalna chyba tylko dzięki mocnemu głosowi, jakim dysponuje. Czasem przypominało to spory przester w kosmosie, kiedy załoga próbuje połączyć się z ziemią, ale słychać w głośnikach tylko charakterystyczny szum. Taki rozdarty szum nie przeszkadzał bawić się nakręconym pozytywną energią (i napojami) Plagiatu 199 ludziom, jednak muzycznej wrażliwości z pewnością nie łechtał. Nie zapamiętałem żadnego utworu. Tak zostało do końca.



Na koniec (po północy) wyszli na scenę muzycy z folkowego Żywiołaka. Miałem przyjemność widzieć zespół dwa lata temu na żywo w Kinoteatrze Rialto. Z tamtego, znakomitego koncertu pozostało tylko wspomnienie, bowiem występ w popularnym Stracholu nie porwał. Zmieniający się skład zespołu chyba nie wyszedł muzykom na dobre. Brakowało zdecydowanie folkowego ducha, a przecież folk jest podwaliną ich działalności. Nie zostałem do końca, wyszedłem po pół godziny, dość rozczarowany. W Strasznym Dworze w mojej opinii można się bawić, ale stricte muzycznych wrażeń szukać tam raczej próżno.



Marcin Bareła

1 komentarz:

  1. Teraz trochę żałuję, że mnie tam zabrakło.:/ Zwłaszcza ze względu na Pustki. Dobra relacja. Trzymajcie tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń