27 listopada 2018

Nils Frahm - NOSPR Katowice, 26 Listopada


Ubogi w doznania koncertowe w tym roku, wreszcie udało mi się na chwilę zapomnieć o sprawach codziennych, by raczyć się dokonaniami genialnego niemieckiego pianisty, kompozytora i poszukiwacza dźwięków - Nilsa Frahma. To, że Frahm porusza się po klawiaturze tak sprawnie, jak slalomowiec między tyczkami wiedziałem od dłuższego czasu, natomiast w poniedziałek, w Hali Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, przekonałem się, że Frahm to również spec od dźwięków wszelakich...


NOSPR robi wrażenie już na wejściu

Koncert zaliczam do tych nietuzinkowych, chociaż miałem moment, że zastanawiałem się o co tutaj chodzi. Otóż Nils bardzo długo zwlekał z uruchomieniem swojego pozbawionego klapy fortepianu, przez połowę koncertu bawiąc się w podkręcanie podkładów i zabawy syntezatorami i tym samym wprowadzając iście transowy klimat. Przez chwilę nawet myślałem, że to tylko ozdoba i to będzie klubówka w stylu trans, bo można było poczuć się jak w berlińskich klubach za czasów młodego Bowiego. W pewnym momencie byłem wręcz zdenerwowany, ponieważ kojarzę Frahma jednak przede wszystkim jako pianistę. Wszystko zmieniło się z "Says", gdzie pulsująca elektronika kończy się wybuchem potężnego akordu fortepianu i na ten moment czekałem nie tylko ja, co potwierdziło poruszenie wśród publiczności. Nawet Frahm żartował przy zmienianiu podkładów do "Says", że publicznośc na ten utwór czeka i rozumie, że niektórzy mogą się już trochę denerwować, nadmieniając że "zdenerwowana publiczność jest najlepsza". Mnie też zatem na tym złapał i to skutecznie. Wcześniej chwilą ekstazy był "Hammers", który zabrzmiał doskonale. Ostatecznie muzyczny szczyt rozkoszy nastąpił wraz z "Familiar"...

Co by nie powiedzieć - Frahm genialnie łączy podkłady elektroniczne i dźwięki pianina i najwyraźniej nie przepada za odgrywaniem swoich kawałków, bo żaden nawet w połowie nie zabrzmiał w swojej pierwotnej wersji. Z reguły kończyło się improwizacją i powstawał zupełnie nowy utwór. A co jak co - improwizować Niemiec potrafi i przez chwilę zastanawiasz się, poprzez braki wyciszeń, co teraz jest grane - czy regularny kawałek - czy może całkiem nowy twór...Swoją drogą bardzo podzielam zdanie artysty, że obecnie muzyka jest przesadnie wygładzona, źle masterowana i przez to nudna. Dlatego Frahm łamie schematy, uderzając o szkielet fortepianu szczotką toaletową, filcując struny i umieszczając mikrofony tam, gdzie tylko jest to możliwe. Jak sam mówi, tworzy muzykę po to, aby ludzie zaczęli siebie słuchać...


Nils był pod dużym wrażeniem obiektu

Frahm pochwalił się skonstruowanymi przez siebie organami, które - jak to określił - brzmią bardzo dziecinnie i wesoło, ale i mszalnie. Warto dodać, że ostatni studyjny album "All Melody" nagrał we własnoręcznie zbudowanym studiu nagraniowym. Wspominał pierwszy koncert w Katowicach w 2014 roku (grał w Fabryce Porcelany) i śmiał się, że wtedy w podłodze były dziury i że dużo się zmieniło, jeśli chodzi o miejsce koncertu i że nie musimy się aż "tak starać". W jednej z przerw między utworami, kiedy musiał przygotować nowe podkłady stwierdził, że musi ponaciskać 12 guzików, ale że to "part of the job", więc momentami było wręcz kabaretowo.


Muzyk żegna publiczność

Podsumowując koncert świetny, zapadający w pamięć, chociaż momentami uważam że za długie improwizacje transowe zwyczajnie nużyły. Albo to ja źle się nastawiłem i okazałem za mało cierpliwości, ale pocieszam się, że nerwowa publiczność to najlepsza publiczność. I niech tak zostanie.

PS: zdjęć nie można było robić w trakcie koncertu, więc widzicie to co widzicie...


.

Marcin Bareła


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz