15 października 2014

Recenzja: Artur Rojek - Składam się z ciągłych powtórzeń


To niesłychane, że po tylu latach działalności w projektach wszelakich, Artur Rojek ostatecznie nagrał album solowy. Piosenki jednak nie powstały z dnia na dzień (przynajmniej nie wszystkie). "Lato 76" w bardzo pięknej, akustycznej wersji można było usłyszeć swego czasu live w radiowej Trójce.

Artur Rojek wydał na pewno najbardziej eklektyczny album, jeżeli porównać jego wcześniejsze dzieła, wespół z kolegami z Myslovitz. Gitary i elektronika podzielone są tutaj sprawiedliwie i uzupełniają się wzajemnie w każdym utworze. Nie ma jednak klasycznego rocka, kojarzonego z Myslovitz, jest więcej elektropopu, ballady, a nawet pop "barokowy" ("Czas, który pozostał").

Mocno w pamięć zapadają ekstrawertyczne teskty, odważne, jak nigdy dotąd. Brzmi to tak, jakby Rojek na jednym albumie postanowił wykrzyczeć to, czego wykrzyczeć nie mógł z Myslovitz. Jest o przemocy domowej, o otarciu się o śmierć, o skomplikowanych relacjach osobistych. Rojek śpiewa nawet o swoim synu, Franciszku. Najmocniej z tego grona wypada "Beksa" z wersami: "...zawinięty w środek, z cieniem wokół powiek, strach rozpycha zaciśnięte dłonie. Podobno gdy umierasz, lecisz sobie lecisz...Czego chciałaś mamo, tego już nie zmienisz, wszystko się już stało". Bardzo obrazowa wizja dziecka dotkniętego przemocą i niechcianego. Teskty te jednak, jak sam artysta wspominał, nie są autobiografią samego Rojka (oprócz "Lato 76"), chociaż zapewne dotyczą wydarzeń, które faktycznie miały miejsce.

Muzycznie jest, jak wspomniałem dosyć różnorodnie. Minimalistyczne, ściszone gitary dają więcej przestrzeni gitarze basowej i bardzo wyrazistemu pianinu. Dobrze słychać to w "Beksie" i "Syrenach". Znakomicie brzmi "Czas, który pozostał", w którym barokowy klawesyn przyłowuje kultowe brzmienia z "Białego Albumu" Beatlesów. Stęsknieni za Myslovitz mogą odnaleźć echa Skalarów, Mieczyków i Neonków w pieśni "Kot i Pelikan". Jeden z najlepszych kawałków to "Lekkość", tutaj osobny Fryderyk należy się za partię gitary basowej (brawa dla Bartosza Dziedzica), a linia wokalna tak doskonale współpracuje z basem, że wszystko zlewa się w idealną całość. Do tego ten samobójczy tekst...Aż chciałoby się nauczyć gry na basie.

Bardzo duże brawa dla Artura Rojka za odwagę. Artysta niesamowicie otworzył się tekstowo i ujawnił nieco inne oblicze swojej twórczości, zrzucając z barku brzemienia poprzednich wcieleń. Nie jest to rzecz może i lekkostrawna, ale jest w tym wszystkim pewna wysublimowana delikatność. Jeszcze chyba nie słyszałem u muzyka tak poetyckiego opisu samobójstwa ("Lekkość"), że aż sprawia to "przyjemność".

Ocena: 7/10

Zagrali i zaśpiewali:

Artur Rojek – wokal, gitara
Bartosz Dziedzic – bas, klawisze, perkusja, wokal
Lesław Matecki – klawisze
Katarzyna Piszek – klawisze, wokal
Marcin Ułanowski – perkusja
Barbara Sobolewska – wokal
Stanisław Szczyciński – wokal

Posluchaj:







Marcin Bareła

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem fantastyczny Album. Zmusza do refleksji i głębokich przemyśleń. Takich utworów aż chce się słuchać.

    OdpowiedzUsuń