8 października 2011

The Embassy - Life In The Tenches



Ta recenzja będzie tak samo prosta, jak płyta z którą mamy do czynienia. Po 6 latach przerwy powrócili z nowym albumem The Embassy. Wrócili to trochę nagięcie definicji, bowiem duet ze Szwecji (cóż, że ze Szwecji) wydał, można powiedzieć w formie kompilacji, zbiór piosenek z ostatnich 10 lat, które albo były singlami, albo czekały na półkach na odpowiedni moment. Słuchając zawartość ich najnowszej płyty Life In The Tenches, zastanawiam się, dlaczego czekali tak długo.

The Embassy to duet w składzie Fredrik Lindson (gitary, śpiew) i Torbjörn Håkansson (sample). FREDRIK LINDSON i TORBJORN HAKANSSON. Warto te dwa nazwiska zapamiętać, ponieważ to po prostu geniusze. Geniusze melodii, o czym przekonuje najnowszy album. Jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami, że mamy takich ludzi w branży, bowiem o pomysłową, świeżą muzykę trudno teraz tak samo, jak o rydza w lesie. Dwa poprzednie albumy znokautowały mnie pomysłem i prostotą, i tak samo jest z najnowszą. W czym tkwi esencja - otóż w naturalnym darze Szwedów w tworzeniu nienarzucających się, płynących niczym potok górski piosenek. Pomysłowość duetu wydaje się mieć niekończące się złoża, a każda kolejna piosenka pozostawia dziecięcą ciekawość: co dalej? Czym teraz mnie zachwycą? Mogę być uznany za świra twierdząc, że dwóch kolesi - jeden z gitarą i dość fałszującym śpiewem i jeden przy tanim laptopie - mogą tworzyć muzykę ekstraklasy. Początkowe przesłuchanie może wydać wyrok: powaliło cię? Przysłuchując się uważniej dwóm Szwedom, przychodzi jednak z czasem nieodparte wrażenie, lekkości tworzonej muzyki i kolejnym pomysłom na melodię. Docenił to między innymi Pitchfork, dając Life In The Tenches ocenę 8.0/10. I dotyczy to bez wyjątku każdej piosenki, czy mówimy o synth - popowej E6, czy o prawie freak folkowej Who Put The Ass In Embassy. Z poprzednimi płytami nic się nie zmieniło, oprócz długości i jednak większej niż wcześniej różnorodności. Ale to naturalne w przypadku kompilacji.

Nie mam wątpliwości, że The Embassy to prawdziwa muzyczna perła, diament, który jest szerzej nieodkryty i zapewne będzie nadal spokojnie spoczywał w czeluściach Szwecji. Przekonali mnie przy Tacking, przy Futile Crimes i teraz. I już nie mogę doczekać się pełnowymiarowej płyty lekko fałszującego duetu z laptopem, który wywarł wpływ na większość zespołów indie rynku szwedzkiego drugiej połowy nowej dekady.

Ocena: 10/10
Marcin Bareła

Posłuchaj:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz