18 listopada 2019

Jessica Pratt, 14.11.2019, XXVIII Festiwal Ars Cameralis


Co roku czekam z niecierpliwością na listopad, bo wtedy odbywa się w Katowicach szereg wydarzeń kulturalnych, których nie sposób odpuścić. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje w moim sercu festiwal Ars Cameralis, którego organizatorzy zapraszają od lat zarówno uznane nazwiska jak i wschodzące gwiazdy muzycznej alternatywy. W ubiegłym roku powalił mnie występ The Mountain Goats. W tym roku w wyjątkowo kobiecym zestawie sceny muzycznej festiwalu szczególnie ostrzę sobie zęby na Jessikę Pratt (14 listopada), Wayes Blood (19 listopada) oraz Jenny Hval (23 listopada). Tą ostatnią miałem okazję widzieć parę lat temu podczas Off Festivalu (edycja 2016) i nie można stwierdzić, że był to klasyczny koncert, więc określenie performance jest tu jak najbardziej na miejscu.

Z wyżej wymienionej trójki artystów na pierwszy ogień na scenie Kinoteatru Rialto pojawiła się Jessica Pratt opromieniona sławą tegorocznej płyty "Quiet Signs", którą już w momencie premiery okrzyknięto mianem jednej z najlepszych tegorocznych płyt w kategorii folkowego songwritingu. Jej niezwykle krótki album - zawierający zaledwie 28 minut premierowego materiału to oniryczna podróż w krainę łagodności. Rozmarzony głos Pratt stanowi tu spory atut i kieruje jej muzykę prosto w kierunku dream folku. Długość płyty przełożyła się bezpośrednio na długość występu. W ciągu niespełna godziny usłyszeliśmy przekrojowy materiał z trzech dotychczasowych wydawnictw Pratt z oczywistym wskazaniem na "Quiet Signs". Co ciekawe występ nie rozpoczął się od kołysanki "Opening Night" inspirowanej filmem Johna Cassavetesa pod tym samym tytułem, a jednym ze starszych nagrań. Introwertyczna, nieco speszona obecnością publiczności Pratt skupiała się wyłącznie na muzyce i nie wchodziła w bezpośredni dialog z publicznością. Proste zwroty - "thank you" czy "one more song" musiały nam wystarczyć. Oglądając ją na scenie miałem poczucie, że to ta sama nieco zagubiona dziewczyna co na płycie. Jej muzyczne widowisko złożone z cichych piosenek wymagających skupienia stanowiło zaprzeczenie motywu przewodniego 28. edycji festiwalu, jakim jest krzyk. W piosenkach Jessiki Pratt co najwyżej słyszymy niemy krzyk.

Wychodząc z koncertu czułem lekki niedosyt, bo było bardzo krótko i praktycznie bez kontaktu z publicznością, ale im więcej myślę o występie Pratt tym większym szacunkiem obdarzam artystkę, która na przekór modzie nie próbowała zaskarbić sobie sympatii publiczności. Muzycznie był to fenomenalny występ. Pomimo skromnego dwuosobowego składu muzyków udało się przenieść na scenę nagrania z tegorocznej płyty w pełnym kształcie. A nagrania z poprzednich brzmiały tak, jakby pochodziły z tego samego wydawnictwa, chociaż dobrze wiemy, że jest inaczej. Dziękuje artystce za zaproszenie do jej intymnego świata. I z wielką ekscytacją czekam na dwa kolejne koncerty z programu tegorocznego festiwalu Ars Cameralis, choć tych ciekawie zapowiadających się jest znacznie więcej.. Czytajcie uważnie program i wybierzcie coś dla siebie.


Tekst: Sławomir Kruk
Zdjęcia: Marcin Bareła


3 komentarze: