17 kwietnia 2015

Przypominamy: Norah Jones - Little Broken Hearts



Odkrywająć płyty artystów reprezentujących tzw. multigatunkowość, natrafiłem na dawno nie słyszaną Norę Jones i jej najświeższy (wydany w 2012 roku) album "Little Broken Hearts". Norę Jones pamiętam przede wszystkim z debiutanckiej płyty z 2002 roku, "Come Away With Me". Artystka miała wówczas raptem 22 lata, a albumem podbiła prawie cały świat.

"Little Broken Hearts" to pokłosie współpracy Jones z Brianem "Danger Mouse" Burtonem - który wyprodukował takie płyty, jak "Demon Days" Gorillaz czy "Modern Guilt" Becka. Zwraca uwagę tytuł płyty - sama Norah w wywiadach wspominała, że są to bardziej wyobraźnia artystki, niźli faktyczne odtworzenie wydarzeń z jej życia. Faktem jest, że Norah Jones przed wydaniem albumu miała za sobą dwa rozstania, jednak mocno podkreśla, że w obecnym związku jest bardzo szczęśliwa.

Muzycznie jest to chyba najciekawszy album w katalogu amerykanki hinduskiego pochodzenia (ojciec, Ravi Shankar był wirtuozem gry na Sitarze). Już otwierająca "Little Broken Hearts" rozmarzona ballada "Good Morning" uświadamia, że Norah postanowiła odłożyć jazz-bluesowe przyśpiewki na rzecz bardziej popowego, a nawet gitarowego grania. Piękne otwarcie płyty, która jest kolejnym przykładem retro-popu, a płyt oddających hołd muzyce minionego wieku wśród nurtu alternatywnego ciągle przybywa. Zmianę stylistyczną świetnie słychać w "Take It Back" - progresywnego utworu, który wybucha gitarową złością, czego u Jones wcześniej nie słyszeliśmy. Trzeba zauważyć, że ten pełen muzycznego gniewu utwór został zaśpiewany, jak zresztą większość piosenek, po mistrzowsku. Norah Jones niesamowicie dojrzała wokalnie, nie jest już tą słodką, niewinną dziewczynką, ale kobietą charyzmatyczną, wręcz nieprzewidywalną, co widać także na okładce płyty. Proste, ułożone dotychczas włosy Norah Jones zastąpiła napuszoną fryzurą ala Debbie Harry z połowy lat 80 (w wersji dark).

Norah Jones jeszcze tak przepięknie w mojej ocenie nie śpiewała. Na pewno ta piękna kobieta pozostaje wokalnie w symbiozie z pełnymi emocji (nierzadko gorzkich) utworami. Któryś z dziennikarzy nazwał "Little Broken Hearts" płytą z piosenkami o morderstwach. Faktycznie, album ma klimat rodem z klasycznego amerykańskiego filmu gangsterskiego, piosenki świetnie pasowałyby także do kolejnego filmu sensacyjnego Quentina Tarantino (może kolejna część "Kill Billa"?). Wyjątkową pieśnią jest "Miriam" - opowiadająca o dziewczynie, która mści się na tytułowej Miriam, za odbicie jej faceta. Najpierw mści się na swoim mężczyźnie, by następnie zamordować jego kochankę. I pomyśleć, że to ta słodka Norah??

Na pewno jest to najciekawsza płyta N. Jones. Artystka znakomicie odnajduje się w etykiecie retro-pop, a jej piosenki nabrały dojrzałości i klasy. Współpraca z Danger Mouse ułożyła się nadzwyczaj dobrze. Mam nadzieję, że Norah nadal będzie tak przyjemnie dla ucha eksperymentować i zaskakiwać.

Ocena: 9/10





1 komentarz: