15 kwietnia 2011

Indigo Tree, Robert Brylewski i Graftmann w 50x50

50x50 wystartowało:
W Katowicach w nowootwartym klubie 50x50 (Plac Sejmu Śląskiego 2), w ramach imprezy „Zderzenia Artystyczne - 50 x Emocje” wystąpili Graftmann, Indigo Tree i Robert Brylewski z Trudną Młodzieżą. Można było się zadumać, ale i przypomnieć sobie czasy PRL.

Na początku zaprezentował się Graftmann, jednoosobowy projekt, za którym ukrywa się gitarzysta, tekściach i wokalista - Roman Szczepanek. To była trafna decyzja, aby właśnie on rozpoczynał wieczór. Łagodne, inspirowane amerykańskim folkiem i country granie, połączone z subtelnym głosem pozwoliło odprężyć się w swoich sofach gościom, sączącym różnego typu napoje. Graftmann zasługuje na więcej uwagi, niż rzeczywiście jest mu poświęcone; w całej akustycznej i wokalnej nonszalancji i z pozoru prostych rifów (notabene wzbogaconych o podkłady), artysta potrafi wytworzyć nastrój biwaku gdzieś w górach, w którym najlepsi przyjaciele opowiadają sobie historie z przeszłości. Czy jest to muzyka do samotnej kontemplacji – chyba tak, bo wszelkie próby zagadywania autora tekstu podczas występu artysty kończyły się na zdawkowym: „tak – świetny”. Graftmann rzeczywiście tworzy ten intymny, wyjątkowy klimat swoją muzyką i myślę, że niejeden chciałby się z nim na wyłączność napić wina i pogadać o muzyce. Występ zawierające w większości piosenki z debiutanckiej płyty zatytuowanej „Graftmann”, wzbogaciły dość zaskakujące przeróbki (mówią na to covery): „Boys Outside” Steve’a Masona i „Kids” MGMT.




Następni w kolejce byli Indigo Tree, wrocławskie trio (do niedawna duet) w składzie Filip Zawada (bas), Peve Lety (gitara) i Michał Kupicz, który zajmuje się głównie samplami i podkładami. Dla Filipa Zawady koncert był także okazją do zaprezentowania ciągle świeżej książki własnego autorstwa: „Psy pociągowe”, w której artysta podzielił się ze światem spostrzeżeniami częstych podróży koleją. Zawada cytował fragmenty poszczególnych działów, w których jest mowa między innymi o „zakonnicach, kibolach, kiblach, koronkach, babciach…” W trakcie luźnej rozmowy z Filipem, zdradził on nam, że Indigo Tree szykuje kolejną płytę. Czy w tym roku, czy już nie – piosenki nowe powstają. Na koncercie, jak przyznał potem Filip „nieudanym”, usłyszeliśmy po połowie kawałki z debiutu „Lullabies of Love And Death” i drugiej „Blanik”. Było też kilka nowych, nieznanych mi utworów, wszystkie jednak łączy typowy dla IT ból. Ból, który w ich piosenkach słychać wyraźnie, sam zespół przyznaje zresztą, że o tematach śmierci i cierpienia mówić i śpiewać się nie boi.




Na sam koniec zaprezentował się Robert Brylewski, znany z wielu wcieleń: m.in. Armia, Brygada Kryzys, wspólnie z projektem Trudna Młodzież. Zespół obok Brylewskiego uzupełniają basistka Martyna Załoga, perkusista Filip Gałązka i saksofonista Sergiusz Lisecki. Kto myślał, że wyciszona wcześniejszymi występami publiczność katowickiego klubu 50x50 nie zwróci uwagi na punkowo-reaggową energię Trudnej Młodzieży, mylił się. Pod sceną zrobiło się wręcz w pewnym momencie tłoczno, panowie, którym najwyraźniej przypominały się hippisowskie czasy, zaczęli pod sceną wywijać rękami i nogami, obijać się o siebie. Poszkodowanych nie było, wesoło – owszem. Trzeba jednak przyznać, że Robert Brylewski i jego zespół dał świetny, sentymentalny koncert. Punkowa podróż w ponure lata 80-te, świetne partie perkusji i wariacje na saksofonie pobudzały całe ciało do ruchu, aczkolwiek nie tak gwałtownego, jak co u niektórych. Muzyczne szaleństwo trwało ponad 3 godziny.



Marcin Bareła
PS: więcej zdjęć na stronie: www.axunarts.pl/

2 kwietnia 2011

Oceniamy: The Strokes - Angles



CASABLANCAS JUŻ SIĘ NIE WYDZIERA

Zaskoczyli mnie The Strokes w związku z najnowszym albumem – „Angles” (nie mylić z Angels). Tylko kilka fragmentów przypomina mi, że są to właśnie oni. Rozczarują się poszukiwacze nonszalanckiego krzyku Juliana Casablancasa, czyli głównie miłośnicy klasycznych Strokesów.

Płyta przyciąga głównie znakomitym singlem „Under The Cover Of Darkness”, lecz takich słodszych odsłon mamy tutaj jak śniegu w maju. Bo niby wszystko jest po staremu – głośno, gitarowo, ale gdzież zapodział się zdarty wokal Juliana Casablancasa, gdzie te świetne solówki Alberta Hammonda Jr? Casablancas wydziera się co prawda w „Two Kinds Of Happines” czy w „Games”, ale jak na jego standardy, można powiedzieć że to tylko lekko podniesiony głos. W dodatku jego krzyk gubi się gdzieś w gąszczu syntezatorów, gitar i ...chórków. Następny utwór „You’re So Right” to już kompletne odejście od tego, co The Strokes robili do tej pory. Owszem – bawili się z elektroniką na „Firts Impressions Of Earth”, ale tam były to co najwyżej wstawki, natomiast na „Angles” elektronika gra „pierwsze skrzypce”. Dużo zapożyczeń elektronicznych przynoszą także kolejne piosenki. Najciekawsze jest to, że ani trochę nie przypomina to The Strokes, ciągle mam wrażenie obcowania z jakimiś klonami, a nie prawdziwymi Strokesami.

Tego poczucia nie rekompensuje mi ani „Gratisfaction”, całkiem całkiem w ich stylu, ani pulsacyjne, żywe „Metabolism” a już na pewno nie „Life Is Simple In The Moonlight”. Nie byłoby w tym naprawdę nic złego, wybaczyłbym im tę zmianę. Gdyby te piosenki MIAŁY SENS, bo wydaje mi się, że 5 lat przerwy okazało się za mało, by sprowadzić w sensowną całość pomysły. Wyszło nijako, jak chleb tostowy, brakuje sensu, stylu i pomysłu i słusznie powiedział Alexis Petridis z The Guardian: „Angles brzmi jak album stworzony przez osoby, które nie chciały tego albumu stworzyć”. Pełna zgoda.

Ocena: 3/10
Wystawił: Marcin Bareła

Posłuchaj