10 października 2010

Oceniamy: Clinic - Bubblegum


Wchodząc do studia nagraniowego muzycy liverpoolskiej grupy Clinic deklarowali – dostaniecie zupełnie świeży materiał nie brzmiący jak typowy Clinic - po czym zabrali się do pracy i przy producenckim udziale Johna Congletona (m.in. Modest Mouse, St. Vincent, George Dorn Screams) zarejestrowali materiał na szósty w swojej dyskografii album, którego efekt końcowy może budzić zrozumiałą konsternację wśród zagorzałych sympatyków zespołu.

„Bubblegum” jest bowiem najbardziej różnorodną i zarazem najbardziej „popową” płytą w dorobku Clinic. Ciężkich przybrudzonych gitar podbitych brzmieniem analogowych instrumentów klawiszowych nie doświadczymy tu zbyt wiele. Całość nowego materiału nie stanowi także jednej spójnej opowieści utrzymanej w zbliżonym klimacie, co charakteryzowało ich dotychczasowe płyty (najbardziej widoczne na albumach „Walking With Thee” oraz „Winchester Cathedral”). Nigdy też tak daleko, jak na „Bubblegum” nie odeszli od swoich post - punkowych korzeni (choć na poprzednim albumie „Do it!” z 2008r. można było usłyszeć niewielkie wpływy jazzu) na rzecz akustycznych brzmień.

Najbardziej zaskoczyło mnie jednak wykorzystanie pulsującej gitary niczym z reggae w przyjemnie snującej się balladzie „Baby”, jak i elementów typowych dla muzyki filmowej w melorecytowanym przez wokalistę Clinic - Ade Blackburna utworze „Radiostory”. Ślady filmowej impresji znajdziemy ponadto w instrumentalnej miniaturze „Un Astronauta En Cielo”, której pierwsze uderzenia gitary przywołują dalekie echa The Decemberists oraz w „Freemason Waltz”, gdzie z kolei słychać wpływy Tindersticks.

Jednakże najlepiej na nowym wydawnictwie Clinic wypadają utwory utrzymane w ich dawnym stylu („Lion Tamer”, „Evelyn”, „Orangutan”). Wśród których moim zdecydowanym faworytem jest kipiący energią oraz mocno dający po uszach za sprawą intensywnie wyeksponowanej partii syntezatorów „Lion Tamer”. Niestety zdarzają się na tej płycie także nic nie wznoszące wypełniacze (w szczególności wymieniłbym tu: „Linda” oraz „Another Way of Giving”), które zaniżają ogólną ocenę jej zawartości.

Sięgnąłem po „Bubblegum” głównie ze względu na młodzieńczy sentyment, jakim darzyłem muzyków tego brytyjskiego kwartetu. Chociaż po raz kolejny nie nagrali materiału na miarę swoich pierwszych trzech albumów (począwszy od „Internal Wrangler”, aż po „Winchester Cathedral”) muszę ich pochwalić za próbę ratowania nadwerężonej pozycji. Lepiej już posłuchać nowego bardziej „wyciszonego” oblicza zespołu, niż kolejnej takiej samej płyty z oklepaną, aż do znudzenia zawartością, czego świadkami byliśmy w ostatnich latach działalności post - punkowców z Clinic.

Ocena: 3,5
Wystawił: Sławomir Kruk

Posłuchaj:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz