19 stycznia 2015
Przypominamy: Willy Mason - Where The Humans Eat
W ramach rzeczy "wygrzebanych" z przyjemnością przedstawiam debiutancką płytę wolnego ducha z Ameryki - Willy Masona i album Where The Humans Eat. Dużo na moim blogu ostatnio amerykańskiego folk-country, co pozostawiam przypadkowi. Omawianej płycie postanowiłem przeznaczyć miejsce na blogu, bo ta nieznana szerzej perełka w pełni na to zasługuje.
Jest to pierwszy album artysty - multiinstrumentalisty, kompozytora i wokalisty, który nagrywa wspólnie z bratem, Samem - perkusistą i pianistą (skojarzenie z projektem Tweedy nie jest przypadkowe). Dodatkowo w zespole mamy na basie Kenny Siega, a całość dopieszcza Tom Schick. Bardzo piękna jest oprawa graficzna płyty z obrazami nieżyjącego już Geoffa Pease'a. Także wkładka nie nudzi, co widzimy na skanie poniżej:
A muzycznie? Bardzo żywiołowo i z przytupem. Zamysłem artysty było nagranie całości materiału przy jak najmniejszej liczbie podejść. Mason przyznawał, że nagrywali utwory w maksymalnie trzech podejściach, a ewentualne niedoskonałości czy potknięcia były wręcz mile widziane, podkreślając spontaniczność nagrania. Dodatkowo, muzykom zależało na poczuciu, że słuchacz ma przed sobą materiał nagrany niemal na żywo. I rzeczywiście, płyta Where The Humans Eat to w odsłuchu wrażenie bliskie aktualnego uczestnictwa w koncercie Masonów. Pozorna niedbałość i pozostanie w stylistyce lo-fi akurat tutaj jest jak najbardziej na miejscu.
Wrócę jeszcze na chwilę do wkładki albumowej, w której mamy karteczkę - pocztówkę. Można ją wysłać, podając adres zwrotny, a przy odrobinie szczęścia może dostaniemy odpowiedź, a nawet zaproszenie na spotkanie z artystą. A jeśli będzie źle, prośbę o dotację. Warto poszukać tego reliktu.
Posłuchaj:
Wygrzebał: Marcin Bareła
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz