13 maja 2010
Oceniamy: Broken Social Scene - Forgiveness Rock Record
Trochę Wilco, trochę Tv On The Radio, trochę The Cure a wszystko spowite romantycznym uniesieniem godnym Arcade Fire. To wszystko jest na nowej, fantastycznej płycie Kanadyjczyków z Broken Social Scene, albumie Forgiveness Rock Record. Czekaliśmy na ten album okrągłe pięć lat i warto było. Na nowej płycie zebrano masę rewelacyjnych, świeżych pomysłów.
Płytę wyprodukował znany nam John McEntire, odpowiedzialny choćby za ostatnie wydawnictwo The Car Is On Fire - Ombarrops! Charakterystyczne brzmienie gitar, tu jakby rozstrojone, gdzie indziej przesterowane, typowe dla tego producenta słychać n a FRR doskonale. Tradycyjnie już mamy do czynienia z długim albumem, tutaj ponad 60-minutowym, w których to dostajemy niemało, bo aż 14 kompozycji. Już pierwszy kawałek, singlowy World Sick przypomina klimatem stan emocjonalny tuż przed samobójstwem. Spokojne, oparte na wiolonczeli partie przeplatają głośne, gitarowe frazy połączone z lamentowym wokalem
"I get world sick every time I take a step
I get world sick, my love is for my land"...
Tak już zostanie niemal do końca: między sobą "walczyć" będą smyczki, trąbki i gitary. Jakkolwiek, niektóre kawałki urzekają prostotą i dają odpocząć niejako po porcji emocjonalnego ładunku utworów poprzedzających. Texico Bitches na przykład to melodyjność i radość Clap Your Hands Say Yeah! a Highway Slipper Jam dosłownie koi rany po niesfornym Art House Director swoim klimatem rodem z filmów drogi. Swoistą, nieco alternatywną suitę prezentuje Ungrateful Little Father, w połowie typowe Wilco, ale w drugiej połowie muzyczny miszmasz oparty jakby na organach, odgłosach dzwoneczków tudzież zebranych glitchy. Najbardziej normalnym kawałkiem jest tu chyba Sweetest Kill, absolutna doskonałość pod względem muzycznego umiarkowania i umiejętności budowania nastroju. Kapitalne wrażenie robi także Water In Hell; pełna pasji opowieść o tym, że nikt nie lubi przegrywać zbudowana wokół wyjącego niemal chóru, trochę jakby wziąć Micka Jaggera i pomnożyć razy cztery. Swoją drogą klimat późnych Stonesów jest tutaj obecny.
Tak właśnie w dużym skrócie wygląda i brzmi nowy Broken Social Scene. Tak sobie pomyślałem, że gdyby Mickiewicz żył, pewnie byłby zachwycony. Można się przy tym zakochać, ale trzeba uważać, bo równie dobrze można skoczyć z mostu. Ale jeśli już skakać, to najlepiej wziąć do ręki Forgiveness Rock Record... Najmocniejsza piątka w historii moich piątek.
Ocena: 5
Wystawił: Marcin Bareła oczywiście
Posłuchaj utworów z nowej płyty
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz