27 sierpnia 2013

Festiwal Tauron Nowa Muzyka, 23-24.08.2013r.


Dzień 1:


Odkryciem i zarazem najlepszym koncertem pierwszego dnia Nowej Muzyki w Dolinie Trzech Stawów w moim subiektywnym odczuciu był Thundercat (na zdjęciu powyżej lider Stephen Bruner podczas katowickiego występu na Red Bull Music Academy Stage). Był to występ, który niespecjalnie pasował do pozostałych koncertów tego dnia na festiwalu i pewnie dlatego tak na mnie podziałał.. Grali w tym samym czasie co Amon Tobin, więc frekwencja w namiocie nie była powalająca. "Pustynne" granie z USA, w klimacie afrykańskich bandów z Tinariwen na czele. Na żywo ich występ to zupełna inna jakość niż z płyty. Kawałki są zupełnie przearanżowane i niewiele zostaje z "elektroniczno-soulowych naleciałości" słyszanych na płycie. Ich miejsce zastępuje rozbudowana sekcja gitarowo-perkusyjna z jakby przeciąganymi w nieskończoność solówkami. Bliżej im do blues-rocka, niż elektroniki.


Z pozostałych koncertów spodobał mi się "energetyczny" występ Tosci. Jeden z dwójki muzyków za fortepianem (pewnie przez ten kapelusz) wyglądał niczym Michael Gira ze Swans. Żywiołowego wokalistę, który wspomagał ich podczas występu spotkałem później na Zebra Katz..

Interesujący był też futurystyczny set Squarepushera zwłaszcza pod koniec, gdy sięgnął po gitarę i zaczął grać na niej jakieś szumy.. Przyzwoicie zaprezentowała się także Novika rozpoczynająca piątkowy maraton na głównej scenie.


Dzień 2:

W porównaniu z piątkiem drugi dzień koncertów w Dolinie Trzech Stawów zdominowało instrumentalne granie. Sporo dobrych koncertów i zarazem powtórek występów artystów, których już się gdzieś widziało..


Za najlepszy koncert dnia uznaje Brandt Brauer Frick Ensemble. Był to występ inny od tego ubiegłorocznego. Bardziej nastrojowy, stonowany, ale równie piękny. Tona instrumentów i sprzętu na scenie. Świetna realizacja wideo pozwalała wyłapać różne instrumentalne "smaczki". Po przesłuchaniu płyty stwierdzam, że lepiej wypadają na żywo niż w studiu. W pamięci zostanie mi moment, gdy lider uciszał publiczność i prosił o ciszę słowami "everybody shut up".


Z młodych i utalentowanych zarówno Sohn, jak i London Grammar (wokalistka na zdjęciu powyżej) spisali się świetnie! Sohn potwierdził, że posiada doskonały wokal i łatwość pisania doskonałych, eterycznych melodii. O London Grammar na pewno będzie głośniej, gdy we wrześniu ukaże się ich debiutancka płyta. Potencjał mają spory. Szkoda tylko, że na razie brakuje im materiału na pełnowymiarowy koncert i muszą posiłkować się coverami (m.in. "Wicked Game" Chrisa Isaaka). Z polskich artystów UL/KR wypadli równie dobrze, jak na Off Festivalu, choć późna pora i koncert Moderata w tym samym czasie sprawił, że dopiero w trakcie występu dochodzili ludzie.


Gwiazdy potwierdziły status: Jamie Lidell poderwał publiczność z miejsc i nie przestawał do samego końca. Był to jego ostatni koncert w trasie i nie oszczędzał się, a fanki piszczały w wniebogłosy.. Trójwymiarowe show Moderata i hiciory z poprzedniego krążka sprawiły mi dużą przyjemność.


Tylko Omar Souleyman miał pecha, bo problemy techniczne sprawiły, że jego koncert był znacznie słabszy od tego z Off Festivalu. Klawiszowiec był nieźle wkurzony, a obsługa sceny nie była w stanie mu pomóc. Choć z drugiej strony po jakimś czasie dało się przywyknąć do tych "pierdnięć" (sprzężeń) z kabli. Zaskakujące, że nie poradzono sobie z nagłośnieniem jedynego instrumentu na scenie.. Choć moim zdaniem ten koncert powinien się odbyć w zupełnie innym miejscu - na którejś ze scen namiotowych. Takich tłumów na scenie Showcase nikt inny zresztą nie zgromadził.

W przerwie między koncertami nabyłem dwie płyty, w tym m.in. nowy krążek Ernesta Greene'a aka Washed Out ("Paracosm"). Takiego headlinera chciałbym zobaczyć na Nowej Muzyce za rok..;)

Sławomir Kruk