30 maja 2013

Wywiad z Natalią Grosiak i Dawidem Korbaczyńskim - Mikromusic

Jako Post Scriptum do relacji z koncertu zespołu Mikromusic w Zabrzu (25 maja), mam przyjemność zaprezentować dwie rozmowy: z Natalią Grosiak i Dawidem Korbaczyńskim, przeprowadzone tuż przed występem. Rozmawialiśmy między innymi o muzyce, wszechświecie i Portugalii. Zapraszam do lektury!

Natalia Grosiak: "Inspiruje mnie wszechświat..."


Natalia Grosiak w bardzo dobrym humorze. Widać, że powrót na scenę służy.

- Rozgrzewkowe pytanie na początek. Gratulacje, bo jesteś świeżo upieczoną mamą! Jak się z tym czujesz?

Natalia Grosiak: Podekscytowana, bo jest to niesamowita przygoda posiadanie dziecka, ale także nie ukrywam, że jestem lekko przemęczona. Jest to pierwszy koncert, od kiedy zostałam mamą. Rzeczywiście są to dzisiaj inne emocje, bo miała długą przerwę w występach publicznych. Śpiewam na razie tylko kołysanki mojej córce, dlatego ostatnie próby i powrót do śpiewania jest wielką przyjemnością, brakowało mi tego. Jest to także bardzo fajna odskocznia dla mnie– zostawić męża i dziecko i pojechać z chłopakami na koncert, i mentalny odpoczynek bo nie ukrywam – dziecko (jak to dziecko) płacze, wymaga intensywnie mojej obecności, co jest wspaniałe, ale wspaniale jest także odpocząć.

- „Piękny Koniec” jest świetną płytą, ale zwróciłem uwagę na to, że jest albumem bardziej uniwersalnym, skierowanym po części do szerszego grona słuchaczy. Czy zgadzasz się, że poszliście w tę stronę?

N.G: Nie. Może mówisz tak dlatego, że przez przypadek skomponowaliśmy hiciora, czyli „Takiego chłopaka”, ale nie było tutaj żadnego zamierzenia. Wręcz odwrotnie, zrobiliśmy coś, co przypuszczaliśmy, że może nie spodobać się naszym fanom. Robienie muzyki z myślą, że to się komuś spodoba jest dla mnie wielkim błędem. My z Dawidem (Dawid Korbaczyński – gitarzysta Mikromusic – przyp. aut.) zrobiliśmy coś, co przede wszystkim podoba się nam. Na przykład gdy już wydaliśmy„SOVĘ” spotkaliśmy się z głosami krytyki naszych fanów, że ta płyta im się nie podoba, że „Sennik” był lepszy, bo spokojny i ugładzony. „Piękny koniec” też nie zatrybił wszystkim naszym wiernym fanom.

- Uniwersalne nie ma tutaj wydźwięku pejoratywnego, jednak ta płyta jest zwyczajnie bardziej pop-rockowa.

N.G.: Wydaje mi się, że piosenki „Takiego chłopaka” czy „Sopot”, który będzie następnym singlem – to piosenki proste, ale już „Śmierć pięknych saren”, czy „Halo” – myślę że przeciętny słuchacz Radia Zet może tych piosenek nie udźwignąć.

- Kilka lat temu mówiłaś, że chciałabyś, aby wasza pasja którą jest muzyka, stała się waszą pracą, z której moglibyście żyć na godnym poziomie. Czy zmieniło się coś w tym zakresie, czy dziś nadal podtrzymujesz to zdanie?

N.G.: Wszyscy żyjemy z muzyki, natomiast nie Mikromusic jest naszym chlebodawcą. Niemniej jednak cieszę się, że moja pasja, którą jest muzyka – pozwala mi żyć, płacić rachunki i pójść do kina, więc jest dobrze. Tutaj na pewno wiele się poprawiło przez lata, chociaż wiadomo - jest kryzys, jest ciężko, ale generalnie już tak się zasiedzieliśmy w tej branży, że potrafimy sobie radzić.

- Chciałbym Cię zapytać o projekt Digit All Love, w którym byłaś wokalistką. Świetny projekt, ale jego sukces został ponoć zaprzepaszczony głównie przez działania byłej menedżerki, czy możesz coś powiedzieć na ten temat?

N.G.: Menedżerka zrobiła wiele błędów, ale wytwórnia, nie ukrywajmy też się do tego dołożyła. To jest bardzo złożony problem. Mam nadzieję, że ten projekt jeszcze dźwignie się i zabłyśnie w szerszej świadomości. Trzymam za to kciuki, chociaż sama już nie będę tego częścią.

- Mikromusic ma w dorobku 5 płyt i każda jest wydana przez inną wytwórnię płytową. Czy można mówić o jakimś fatum?

N.G.: Problemy były na początku istnienia zespołu. Dwie płyty wydałam sama, co mnie bardzo dużo kosztowało nie tylko pieniędzy, ale zdrowia psychicznego, dlatego „Piękny Koniec” zdecydowałam się sprzedać wielkiej wytwórni, co było bardzo dobrym posunięciem. Wytwórnia (EMI Music Polska – przyp. aut.) i producent z ramienia wytwórni odbębniają tę najczarniejszą robotę, którą ja wykonywałam przez wiele lat. Jestem bardzo zadowolona ze współpracy, mamy wszechstronne wsparcie i to jest wspaniała sytuacja, kiedy ja mogę się skupić na tym co najważniejsze, czyli na tworzeniu, koncertach i nie muszę odwalać żadnej brudnej roboty typu załatwianie patronatów, umieszczanie piosenki na playliście rozgłośni radiowych , martwienie się o to, czy płyta jest już w dystrybucji, kontakt z Zaiksem, druk okładek. To wszystko jest poza mną i całe szczęście.

- Jakie były inspiracje do napisania piosenek do „Pięknego Końca”?

N.G.: Inspirował mnie wszechświat, czyli jak zwykle to samo. Tematem przewodnim jest koniec w różnych aspektach. Bardzo często się zastanawiam, gdzie jest koniec naszego wszechświata (o tym mówi piosenka „Halo”), to jest częsty temat moich rozmyślań, ale brakuje mi wyobraźni, żeby powędrować gdzieś, gdzie nigdy nie będziemy mogli dotrzeć. Koniec w tytule płyty oznacza koniec pewnego etapu w życiu i początek następnego. Wybrałam ten tytuł, gdy wiedziałam, że jestem w ciąży, więc wiele różnych rzeczy się nałożyło sugerując niejako automatycznie, że tytuł właśnie taki powinien być.

- Co z płytą solową, o której pogłoski krążyły już od kilku lat?

N.G.: Myślałam bardzo długo o wydaniu materiału solowego, na którym mogłabym się wypowiedzieć bez zawierania żadnych kompromisów, co bardzo często występowało w Mikromusic. Uważam, że najlepiej jest tworzyć rzeczy bezkompromisowe, dlatego myślałam o tej płycie. Jedak tym razem praca nad materiałem odbyła się na tyle zgodnie, że mogę powiedzieć ze spokojem, że odbyło się prawie bez kompromisów. To zasługa dobrego porozumienia między mną a producentem płyty, czyli Dawidem Korbaczyńskim. Oddałam zresztą kilka piosenek dla Mikromusic z materiału solowego, więc nie czuję teraz takiej wielkiej potrzeby, aby zajmować się moim materiałem.

- Chciałbym Cię zapytać o Twoją fascynację Portugalią, w której jesteś ponoć zakochana. W Portugalii powstał teledysk do piosenki „Zostań tak”. Jak się ta fascynacja zaczęła?

N.G.: To się zaczęło dawno temu, kiedy poznałam Fernandę Cardoso, producentkę z Brazylii. Po dwóch wizytach u niej postanowiłam nauczyć się języka portugalskiego. Po roku nauki stwierdziłam, że nigdy jeszcze nie byłam w Portugalii, więc spakowałam plecak i poleciałam tam razem z koleżanką. Zwiedzałyśmy ten piękny kraj podróżując pociągami. Znalazłyśmy się przy okazji na ślubie mojego nauczyciela portugalskiego w Porto, w Lizbonie poznałyśmy dwie świetne Polki, z którymi przyjaźnię się do dziś. Jedną z nich odwiedzam w Lizbonie regularnie raz na rok. Przy okazji będąc tam, odwiedzam nowe zakątki Lizbony, staram się podróżować po Portugalii, poznawać ludzi, słuchać fado. Tak po prostu, bez większej filozofii.

- Słyszałem o Twojej dużej świadomości ekologicznej. Żyjesz ekologicznie, co się przejawia między innymi tym, że pierzesz w orzechach piorących.

N.G.: Piorę w płynie, który jest zrobiony na bazie orzechów piorących, bo jednak pranie w orzechach jest dosyć upierdliwe. Wypróbowałam już wszystkie środki piorące i najwygodniejsze jest pranie właśnie w płynie. Zakupy robię w sklepie internetowym (www.naszeden.pl), gdzie można kupić wszelkie ekologiczne środki czystości na bazie sody i orzechów. Sama używam tylko tych kosmetyków do ciała, które nie były testowane na zwierzętach. Decyzje, polegające na zmianie standardu życia podejmuję stopniowo. Powoli rezygnuję z nabiału krowiego, bo wiem w jaki sposób jest pozyskiwane mleko od krów. Z jajkami podobnie - tylko zerówki ze wsi od mojej mamy. Stopniowo zmieniam styl życia i uważam, że dobrze jest mieć świadomość, skąd się biorą jajka i mleko. Myślę, że jeszcze milion rzeczy nie wiem, i nieświadomie działam na szkodę środowiska, ale najważniejsze jest to, żeby chcieć. Moje dziecko ma pieluszki wielorazowe tetrowe, ale odkryłam także pieluchy jednorazowe biodegradalne, które wcale nie są dużo droższe od pampersów. Myślę, że gdyby nasza chęć i świadomość wzrosła, to jesteśmy w stanie zmienić świat..

- Śpiewasz w jednej z piosenek że „Gdybym wiedziała że to mój ostatni dzień spędziła bym go tak…”. No właśnie, jak by spędziła ostatni dzień Natalia Grosiak?

N.G.: Na pewno z rodziną, na łonie natury.

- Czego grupie Mikromusic należy na najbliższy czas życzyć?

N.G.: Zdrowia, siły i wielu koncertów.

- Wszystkiego dobrego życzę i dziękuję za rozmowę.


Dawid Korbaczyński w Zabrzu

Dawid Korbaczyński: ”Robimy to, co nam w głowie siedzi...”

- Długo gracie razem jako Mikromusic. Jak się dogadujecie w studiu i poza nim i jak wygląda proces nagrywania płyt?

Dawid Korbaczyński: Przez te wszystkie lata wyrobił nam się pewien proces muzycznego myślenia. Obecnie raczej się nie kłócimy, mamy zbieżne myśli, co się rzadko współcześnie zdarza. A teraz najwięcej pracy to praca w domu przy komputerze, później w studiu to już tylko rejestracja przygotowanego materiału, bo nie mamy takiego komfortu by pracować nad produkcją w studiu. A nagrywamy szybko – „Piękny koniec” nagraliśmy w 5 dni, „SOVĘ” w 4 dni. Jesteśmy płodni kompozycyjnie i mamy świetnych muzyków, więc nagrywamy szybko, wcześniej intensywnie pracując na próbach, żeby nie trwonić czasu, (czytaj pieniędzy) w studiu, bo za każdą godzinę trzeba zapłacić. Postprodukcją zajmujemy się znowu w domu.

- Czy wy upatrujecie płytę „Piękny Koniec” jako pewien sukces, bo jednak pojawiło się wyraźnie większe zainteresowanie wami?

D.K.: Nie rozpatruję płyty „Piękny Koniec” jako sukces. Powiem Ci, że rynek zweryfikował moje myślenie: po pierwszej płycie myślałem, że moje życie się zmieni, owszem byłem wtedy młodszy, ale nie nic wtedy się nie zmieniło, także po drugiej i trzeciej płycie. Czas pokaże, czy płyta odniosła sukces. Mamy dużo wejść na youtubie „Takiego chłopaka” i bardzo dobry jest ogólny odbiór płyty. Mam nadzieję, że to będzie poważniejszy krok w życiu zespołu, bo nie ukrywam, że zespół tego potrzebuje. Trwamy przez tyle lat dzięki sile naszej pasji.

- „Piękny Koniec” jest bardziej uniwersalnym albumem, czy dobrym określeniem jest pop-rockowy album?

D.K.: Nie lubię określenia pop-rock, bo jakoś kojarzy mi się z Dodą i to określenie raczej mi uwłacza, chociaż nie mam nic do dobrego popu. Na pewno jest bardziej spójna niż poprzednie, ale wynika to z jednego producenta, czyli mnie. Dominuje tutaj jedna myśl – mniej eklektyzmu. Czy jest bardziej wygładzona – na pewno jest bardziej rockowa, i dużo mniej jazzowa, jeśli w ogóle. Nie myślałem o tym, żeby było rockowe tworząc ten album. W naszym wypadku muzyka nie idzie na żadne kompromisy. Robimy to, co nam w danej głowie siedzi.

- Plany na najbliższe lata?

D.K.: Na pewno chcemy nagrać live akustyczny, bo bardzo podoba się nam to granie, ale na pewno także chcemy komponować z Natalią piosenki na następną płytę. Myślę, że około dwóch lat trzeba będzie poczekać, bo już pewne pomysły w głowach nam się rodzą. Liczymy na rzeczy które robimy z Natalią poza Mikromusic (komponowanie muzyki do filmów, musicale, etc..) dlatego chciałbym , aby taka praca się również dla nas znalazła.

Rozmawiał Marcin Bareła

Mikromusic w Zabrzu, 25.05.2013



DOBRZE JEST?
To pytanie usłyszeliśmy od Natalii Grosiak, która wespół z kolegami z zespołu Mikromusic zaprezentowała się zabrzańskiej publiczności w sobotę, 25 maja. Koncert był częścią imprezy Majowe Granie, zorganizowanej przez Miejski Ośrodek Kultury w Zabrzu. Co warto podkreślić – był to pierwszy koncert Mikromusic po wydaniu ich piątej regularnej płyty „Piękny Koniec”.


Natalia Grosiak wystąpiła w oryginalnej spódnicy, przywołującej klimat rodzimego folkloru.

Na pierwszy ogień poszedł kawałek „Za mało”, co mnie nieco zaskoczyło, gdyż nierozgrzane gardło Natalii musiało sobie poradzić z najbardziej wokalnie wymagającą piosenką na płycie „Piękny Koniec”. Natalię ten utwór kosztował zapewne niemało wysiłku. Początek – nie ukrywam był trudny. Chwilowe problemy techniczne z mikrofonem wymieszały się z małym dysonansem brzmieniowym poszczególnych instrumentów. Tutaj chcę podkreślić, że problemy te były jednak tylko chwilowe, a cały koncert dźwiękowo był bardzo wyważony, wyraźnie słychać było poszczególne instrumenty i – co najważniejsze – nie było przesadnie głośno. Większość utworów miało albo alternatywne, najczęściej długie wersje, albo były te utwory w połowie zaimprowizowane na jazzowe wariacje, dlatego usłyszeliśmy tylko 10 piosenek. Najbardziej zaskakująco zagrali niewątpliwie ” Dobrze jest” z debiutanckiej "Mikromusic" , które rozpoczynało się niczym piosenka Raz Dwa Trzy „W wielkim mieście”, z bardzo subtelną solówką gitarową Dawida Korbaczyńskiego. Ta wersja, wolniejsza niż oryginał, okrojona z popowej otoczki i odziana w klubowy sznyt zabrzmiała rewelacyjnie. W piosence usłyszeliśmy jeden z wielu popisów instrumentalnych klawiszowca, Łukasza Damrycha, który notabene był na koncercie gościnnie. Pulsacyjne uderzanie w klawisze ożywiło wyraźnie publiczność. To był moment, kiedy i zespół i publiczność wyraźnie „przełamali się” i wreszcie brawa zabiły z prawdziwą mocą, a Mikromusic wyraźnie poczuli się swobodniej. Natalia w pewnym momencie zapytała: - Dobrze jest?.


Zespół wystąpił z gościnnym udziałem Łukasza Damrycha

Takich improwizowanych momentów było więcej, toteż słychać było, że zespół świetnie bawi się własną stylistyką, obracając niektóre kawałki, niczym w zabawie w ciuciubabkę. Magicznie zabrzmiała wersja pieśni „Świat oddala się ode mnie”, która bardziej minimalistyczna od oryginału, na żywo nabrała jeszcze większej folkowej mocy. Momenty, kiedy Natalia zaciągała poszczególne słowa refrenu oddawały klimat jakiegoś zlotu szamanów, kiedy wszyscy siadają połączeni w wielkim okręgu, na środku pali się ognisko, a wokoło odprawiane są czary. Czysta magia i dowód na to, że Natalia ma możliwości swoim dziewczęcym głosem walnąć jak obuchem, kiedy trzeba. Pięknym momentem była interpretacja utworu „Jesień”, chociaż zabrakło, obecnych obficie w oryginale, trąbek. Tutaj w ucho wpadały – obok zaciąganego wokalu Natalii – fantastyczna linia basu. No i po raz kolejny popisał się Łukasz Damrych na klawiszach. Jego partie przyciągały oczy i uszy chyba wszystkich – łącznie z zespołem. Miało się wrażenie, przez spazmatyczne, pełne pasji ruchy przy klawiaturze, że bawi się on jak małe dziecko, pozostawione w stosie zabawek. Kapitalnie zabrzmiało „W źrenicach” i po raz kolejny zespół zaprezentował pełen minimalizm – oszczędny bas, klawisze. I znowu nie wiedzieć dlaczego, zabrzmiało to lepiej niż w oryginalnej wersji. Po zamknięciu oczu można było się przenieść dosłownie na wygodną sofę w stylowym klubie.


Klimatyczne, alternatywne wersje piosenek z "Dobrze jest", zaskoczyły niejednego słuchacza

Niemałym zaskoczeniem, także dla autora tekstu była nieoficjalna wersja piosenki „Niemiłość”, gdzie zamiast ugrzecznionego „W nosie to mam”, pada w refrenie „W dupie to mam”. Wbrew pozorom, takie zachowanie Natalii, było niejako ukłonem dla publiczności, gdyż zespół z reguły wykonuje standardową wersję.
Na koniec zagrali „Takiego chłopaka”. Bardzo czysto, niemal identycznie, jak na płycie. Kiedy Natalia wyśpiewała wers: „kogoś, kto nie zeżre jabłek wszystkich i ucieknie za morze”, Dawid wespół z kolegami niemal wybuchnął śmiechem co nie dziwi, bo chłopaki śmieją się z przewrotności fragmentu tekstu od początku jego powstania. Mimo, że zespół obecnie praktycznie nie koncertuje i mając na uwadze to, że był to pierwszy występ od wydania nowej płyty, spodziewałem się początkowo większej liczby piosenek z „Pięknego Końca”. Później zrozumiałem, że zespół zwyczajnie nie miał kiedy „ograć się” z nowym materiałem, więc zapewne należało się takiego stanu rzeczy spodziewać. Szkoda, że nie było bisu, jednak tutaj trochę zawaliła pani konferansjer, gdyż nie wsparła publiczności w próbach wywołania zespołu ponownie na scenę, tylko niemal od razu wywołała „do tablicy” gwiazdę wieczoru, Renatę Przemyk.


Ci, którzy przybyli - nie pożałowali

Koncert był udany. Bez szału, bez zbędnych etykiet, ale na pewno muzycznie było bardzo dobrze. Bardzo fajne jest w grupie to, że nikt nie popisuje się solówkami instrumentalnymi. Umiarkowanie jest w ich przypadku bardzo trafione, a poszczególne instrumenty brzmią niezwykle subtelnie. Jedynie klawiszowiec Łukasz Damrych dawał prawdziwe popisy na keyboardzie ale pasowały one jak ulał do treści poszczególnych utworów. Co chyba najważniejsze – zespół świetnie się ze sobą czuje, wręcz bawi swoją obecnością, a szczere uśmiechy muzyków nie były przypadkowe, lecz pokazujące, że muzyka może być pracą, ale i doskonałą zabawą. Myślę, że pozytywną energią zarazili się wszyscy, którzy przybyli na koncert do Zabrza, a sympatycznym muzykom z Mikromusic przybyło paru nowych fanów. Dobrze jest!

Marcin Bareła

Zobacz więcej zdjęć:












Autorem wszystkim zdjęć jest Patryk Ogieł. Zapraszam do odwiedzenia profilu https://www.facebook.com/patrrickoo