31 maja 2010

Jose Gonzalez, Katowice ul. Mariacka, 15.05.2010r.



Katowice z wielką pompą zainaugurowały swoje starania w wyścigu o Europejską Stolicę Kultury przyznawaną polskiemu miastu w 2016 roku. Na gwiazdę weekendu rozpoczynającego ubieganie się o to prestiżowe wyróżnienie wybrano szwedzkiego gitarzystę Jose Gonzaleza, który do masowej świadomości przebił się za sprawą swojej wersji utworu „Heartbeats” pochodzącego z repertuaru innej bardzo popularnej szwedzkiej grupy The Knife. Głównie za sprawą tego utworu jego debiutancka płyta „Veneer” sprzedała się na całym świecie w ponad 700 tys. egzemplarzy, co jest liczbą imponującą, jak na artystę wywodzącego się ze skandynawskiej sceny folkowej.

Gwiazda światowego formatu porównywana przez niektórych nawet do duetu Simon & Garfunkel sprawiła, że do tej pory pustawa ulica w centrum Katowic mająca być wizytówką miasta zapełniła się szczelnie ludźmi, czego nie udało się osiągnąć wcześniej. Jednakże po obserwacji tłumu zgromadzonego na ulicy Mariackiej odniosłem wrażenie, że Jose Gonzalez nie był jednak najtrafniejszym wyborem na tak duży plenerowy koncert w centrum miasta. Jego muzyka podana w bardzo skromnej oprawie (na scenie nie było żadnych dodatkowych muzyków, tylko sam artysta z gitarą akustyczną) powodowała, że był to w znacznej mierze nudnawy i bardzo jednostajny występ bez jakiegoś większego zaskoczenia, a większość ludzi sprawiało wrażenie jakby czekali tylko na usłyszenie tej znanej z pewnej reklamy piosenki. Przy czym chciałbym zwrócić uwagę, że głos Jose Gonzaleza został nagłośniony w sposób perfekcyjny, tak że niósł się nieziemsko odbijając po drodze od kamieniczek usytuowanych po obu stronach ulicy, co uważam za niewątpliwą wartość samego występu.

Niemniej jednak ze sceny wiało nudą i kolejne bardzo zbliżone do siebie kompozycje powodowały, że w niedalekim pobliżu sceny był ciągły ruch i przemieszczanie się sporych grup ludzi. W związku z czym trudno było skupić się na kolejnych utworach artysty i wysłuchać ich w pełnej koncentracji. W secie podstawowym poza autorskimi piosenkami Jose Gonzaleza usłyszeliśmy także dwie jego interpretacje znanych przebojów z repertuaru Kylie Minoque i Massive Attack (odpowiednio „Hand on Your Heart” oraz „Teardrop”), co nie było jakimś szczególnym zaskoczeniem, bo Jose bardzo często po nie sięga i można wręcz stwierdzić, że zbudował swoją bardzo dobrą markę właśnie na cudzym repertuarze.



Jednakże jego siłą przebicia jest świetny głos, nadający nawet tym popularnym i często tanecznym utworom zupełnie innego nastrojowego charakteru, co niewątpliwie może podobać się i wzbudzać zrozumiały szacunek wśród publiczności. Nie inaczej było w Katowicach – stąd w wielu opiniach znalezionych w Internecie najczęściej przewijają się stwierdzenia o magicznej aurze tego koncertu. Mnie najbardziej jednak porwał sam bis, podczas którego usłyszałem trzy najpopularniejsze piosenki z nie tak bardzo bogatego repertuaru artysty. Nie zabrakło zatem świetnego wykonania wyczekiwanego przez wszystkich „Heartbeats”, jak i znakomitego coveru Joy Division („Love Will Tear Us Apart”) oraz przepięknej jego autorskiej piosenki „Crosses”. Dla mnie ten koncert mógłby ograniczyć się wyłącznie do tak skompensowanego bisu i nie była potrzebna, aż tak długa rozgrzewka ze strony artysty.. o którą powinni zadbać raczej chłopaki z Twilite, a nie sama gwiazda wieczoru.

Tekst i zdjęcia: Sławomir Kruk

30 maja 2010

Oceniamy: Katie Melua - The House



Kompozytorzy muzyki ciągle są w cenie. Guy Chambers, Rick Nowels, Lauren Christy. Nazwiska te figurują na nowej płycie Katie Melua, The House. I od razu mała niespodzianka - płytę produkował Wiliam Orbit a dotychczasowy producent i kompozytor większości piosenek na poprzednich płytach - Mike Batt odsunął się w przypadku The House w cień. Na niekorzyść całości...

Bo The House jest po prostu nudnym albumem. A zapowiadało się całkiem nieźle, bowiem singlowy The Flood to epicki rozmach godny Coldplay. Na samym albumie próżno jednak szukać podobnych wrażeń. Owszem - wokal Katie Melua jest czystą przyjemnością, artystka tradycyjnie bawi się nim w typowym dla siebie stylu. Muzycznie jest nieco gorzej. Instrumenty oczywiście brzmią tradycyjnie dobrze i czysto, jednak w tym wszystkim zatraciła się dusza. Poprzednie albumy, w tym Piece By Piece miały emocje. Piosenki autentycznie wzruszały; wspaniałe melodie Mike Batta, połączone z tym niesamowitym wokalem Melua powodowały przemarsz stada mrówek po całym ciele. Także instrumentarium było bogatsze, na czele z soczystym kontrabasem. Na The House tych emocji nie ma. Jest zbiór 12, z nielicznymi wyjątkami przeciętnych, jazzowo-bluesowych kompozycji. Katie niebezpiecznie zmierza w stronę taniego popu, a niektóre kompozycje sprawiają wrażenie powstałych przed chwilą, takie leniwe granie bez specjalnego przekazu i celu.

Na mały plus ewentualnie zaliczyć można w przypadku The House produkcję Wiliama Orbita, którego bardziej dynamiczne wstawki dodają całości nieco wyrazu. Ogólnie jednak jest słabo, momentami do tego stopnia, że pozostaje włączyć i położyć się spać. Sen - gwarantowany.

Ocena: 2,5
Wystawił: Marcin Bareła

Posłuchaj



26 maja 2010

Setlista 26.05.2010r.

20:30 - 21:30

1. Interpol - Lights (2010)
2. Crystal Castles - Celestica ("Crystal Castles (II)",2010)
3. Fox - No Lullabies! ("Fox Box",2010)
4. Furia Futrzaków - Serce Robota ("Furia Futrzaków",2010)
5. Archie Bronson Outfit - Magnetic Warriors ("Coconut",2010)
6. Spięty - Opuszczone Porty ("Antyszanty",2009)
7. Voo Voo - Bo Bóg Dokopie ("Voo Voo z Kobietami",2003)
8. Grizzly Bear - I Live With You ("Veckatimest",2009)
9. The National - Afraid of Everyone ("High Violet",2010)

Posłuchaj: http://www.sendspace.com/file/g400om

21:30 - 22:30

10. 65DaysofStatic - Come to Me ("We Were Exploding Anyway",2010)
11. Ikonika - Psoriasis ("Contact, Love, Want, Have",2010)
12. Foals - Blue Blood ("Total Life Forever",2010)
13. David Byrne & Fatboy Slim feat Santigold - Please Don't ("Here Lies Love",2010)
14. The Dead Weather - I'm Mad ("Sea of Cowards",2010)
15. Jeremy Jay - Gallop ("Slow Dance",2009)
16. MGMT - Someone's Missing ("Congratulations",2010)
17. Bonobo - El Toro ("Black Sands",2010)
18. Kamp! - Distance of the Modern Hearts ("Heats SP",2010)
19. Archie Bronson Outfit - Chunk ("Coconut",2010)
20. The National - Anyone's Ghost ("High Violet",2010)

Posłuchaj: http://www.sendspace.com/file/9rfg8g

25 maja 2010

Oceniamy: Steve Mason - Boys Outside




Ostatnio nie wiodło się u Stefana Masona zbyt dobrze; nieudany związek i próba wyżycia się za pomocą ostrego electro na płycie Black Affair. Założyciel uznanej grupy The Beta Band najwyraźniej ma się obecnie lepiej; słychać to na spójnej, nastrojowej, i jakże ciekawej płycie, Boys Outside.

Sentymentu do syntezatorów pan Mason całkowicie się nie pozbył; można mu to jednak wybaczyć, bowiem pojawia się w przeważającej części pianino, a podkłady elektroniczne w tym przypadku jedynie uzupełniają intymna atmosferę płyty. W tekstach słychać jeszcze, że Steve Mason lubi kwestie natury miłosno - egzystencjalnej, kiedy śpiewa o piętnastu latach, gdy nie miał się nim kto zaopiekować, lub: “I wake up every morning with a new-broke heart” w Let Her In, lecz możemy mu to także przebaczyć. Cała płyta bowiem ociera się momentami o ambient i stanowi swego rodzaju kontemplację. Wydaje się, że dziś Mason jest człowiekiem silniejszym niż kiedykolwiek przedtem. Muzycznie słychać dojrzałość; czego przejawem jest głębia, ciepło i liryczny klimat większości piosenek. Instrumentalnie jest dosyć oszczędnie, aczkolwiek synthpopowe wstawki bardzo ubarwiają całość, co potęguje specyficzny nastrój. Dominuje jednak gitara akustyczna i pianino. Od początku do końca.

To ta z nielicznych płyt, które polubiłem od pierwszego przesłuchania. Nic tu z popisów wokalnych czy przesadnej wirtuozeli, jednak płyta ma coś z klimatu podróży w głąb siebie, niemal mała retrospekcja. I nawet nie ma znaczenia, że nie uświadczymy tu przebojów, nie o to chyba chodzi.

Ocena: 5
Wystawił: Marcin Bareła

Posłuchaj:





Iowa Super Soccer, Juwenalia Śląskie, 15.05.2010r.









Wywiad z muzykami Iowy Super Soccer do posłuchania tutaj:


Zdjęcia: Sławomir Kruk

23 maja 2010

Maj Music Festival, Muchowiec 7.05.2010r.



Maj Music Festival to impreza dopiero z trzyletnim stażem, ale po tej edycji chyba nikt nie ma wątpliwości, że wpisała się ona na stałe w mapę cyklicznych imprez muzycznych na Śląsku. Już sam program tegorocznego festiwalu budził zrozumiały szacunek, gdyż udało się zebrać w jednym miejscu w ciągu trzech dni praktycznie całą czołówkę polskiej sceny alternatywnej oraz kilka zespołów z zagranicy typu Thieves Like Us czy Burning Hell.

Moja relacja ograniczy się tylko i wyłącznie do pierwszego dnia imprezy, ponieważ tylko w nim dane było mi uczestniczyć, ale po skonfrontowaniu swojej opinii z relacją redakcyjnego kolegi mogę wysnuć parę wniosków. Po pierwsze na plus można uznać bogactwo programowe tegorocznej edycji - w każdym z trzech dni można było znaleźć coś dla siebie, mnie najbardziej zaciekawił pierwszy dzień festiwalu, podczas którego mogłem zobaczyć kolejno po sobie najciekawsze zespoły gitarowe w kraju: Jelonek, Lipali, Armia, L.Stadt i Lao Che. Znaczącą nowością było uruchomienie dodatkowej sceny namiotowej, dzięki istnieniu której koncerty odbywały się wahadłowo, bez większych przerw. Jedynym znaczącym minusem była w tym roku tylko pogoda, która ewidentnie nie dopisała, choć akurat ja miałem szczęście, bo pierwszego dnia nie padało i można było wszystkie zaplanowane występy obejrzeć w miarę komfortowych warunkach, co było niemożliwe w następnych dwóch dniach festiwalu.



Największym zaskoczeniem pierwszego dnia był dla mnie fantastyczny występ legendarnej Armii z Tomaszem Budzyńskim na czele. Zaskoczyli zarówno nowym składem, jak i „wywróconą do góry nogami” setlistą, dzięki czemu można było posłuchać innego materiału, niż ten zagrany dwa miesiące wcześniej w katowickim Cogitaturze. W miejsce gitarzysty Pawła Klimczaka, który odszedł z zespołu na scenie pojawił się saksofonista Łukasz Kluczniak, dzięki czemu usłyszeliśmy większość materiału z ostatniej i jak dotąd jedynej w ich dorobku anglojęzycznej płyty „Freak”. Co prawda większość pochodzących z niej piosenek, jak „The Other Side” czy „Green” została zagrana w krótszych wersjach, ale to i tak wystarczyło, aby się nimi zachwycić, bo to przecież solidny kawał pięknej muzyki swoim charakterem nawiązującej do tego co najpiękniejsze w rocku lat 60-tych i 70-tych. Gitarowa psychodelia jaką zaserwował zespół wraz ze schizofrenicznym rytmem saksofonu i przeszywającymi dźwiękami waltorni, nad którymi rządził potężny wokal Tomasza Budzyńskiego nie mogły pozostawić nikogo obojętnym. Jak dla mnie zdecydowanie koncert dnia, choć po Armii z równie dobrej strony pokazali się łódzcy muzycy z L.Stadt, zamykający w piątkowy wieczór koncerty na małej scenie.

O poziom występu chłopaków z L.Stadt byłem jednak bardzo spokojny, bo im chyba nie zdarza się zagrać słabszego koncertu. Jak dotąd widziałem ich parokrotnie w ciągu ostatnich trzech lat i zawsze były to bardzo energetyczne i porywające występy, nawet wtedy gdy grali dla niezbyt licznej publiczności. Jednakże tym razem nie mieli żadnego problemu, aby zapełnić cały namiot podobnie jak na ich osławionym już występie podczas Opene’r Festival w Gdyni, dzięki czemu przekazywanie pozytywnej energii mogło odbywać się od samego początku w obu kierunkach na linii zespół - publiczność. Dodatkowym smaczkiem tego występu były także premierowe piosenki z zapowiadanej od długiego czasu nowej płyty zespołu, która mam nadzieję ukaże się w końcu jesienią tego roku. Z nowych kompozycji bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie „Fashion Freak”, o którym Łukasz Lach powiedział, że został wybrany przez festiwal mody w Barcelonie na swój hymn oraz grany od pewnego czasu podczas koncertów „Mumms Attack”. Mam nadzieję, że z tych dwóch piosenek zespół nie zrezygnuje w studiu podczas nagrywania nowej płyty, bo mają one ogromny potencjał, którego nie powinno się po prostu zmarnować podobnie, jak w przypadku utworów zwiastujących na singlach to wydawnictwo, czyli „Ciggies” oraz „Death of Surfer Girl”, które od dawna stały się pozycjami obowiązkowymi w programie koncertowym grupy.



Poza Armią i L.Stadt wyróżniłbym z pierwszego dnia festiwalu także koncert grupy Jelonek, która zagrała w swoim stylu, czyli bardzo energetycznie i z dużą dawką humoru, choć moim zdaniem na Muchowcu wypadli trochę słabiej niż podczas wcześniejszego koncertu w katowickim Cogitaturze. Pewnie ze względu na bardzo dużą odległość barierek dzielących zespół od publiczności zatraciła się aura kameralności jaka towarzyszyła im w czasie tego wcześniejszego występu. Gdybym ja decydował o rozmieszczeniu zespołów podczas tego festiwalu to pewnie przeniósłbym ich występ do sceny namiotowej, gdzie pewnie poradziliby sobie znacznie lepiej..




Na zakończenie pierwszego dnia Maj Music Festival zagrała płocka grupa Lao Che, której występ trudno mi ocenić ze względu no to, że widziałem ok. 30 minutowy fragment ich koncertu, ze względu na to, że przeprowadzałem w tym czasie wywiad z muzykami L.Stadt na potrzeby swojej audycji nadawanej w Studenckim Radiu Egida, a ponadto musiałem opuścić teren festiwalu przed zakończeniem ich koncertu, ze względu na jedyny po północy powrotny autobus z centrum Katowic na Ligotę..



Poza wymienioną czwórką zespołów udało mi się tego dnia także zobaczyć Appleseed, Oranżada i Lipali, ale niestety każdy z tych koncertów mnie pod pewnymi względami rozczarował, czy to brakiem energii muzyków jak u Lipali, czy też mało interesującą propozycją muzyczną jak w przypadku Appleseed, czy też problemami technicznymi, z którymi od samego początku występu borykała się Oranżada. Przy czym chciałbym zwrócić uwagę na bardzo uzdolnionego gitarzystę zespołu Appleseed, który w jednej z post rockowych kompozycji świetnie sobie radził na gitarze, zostawiając zupełnie w cieniu pozostałych kolegów z zespołu, co mam nadzieję widać na jednym z załączonych zdjęć.

Z roku na rok program kolejnych edycji Maj Music Festival rozrasta się do coraz większych rozmiarów stając się największym w regionie darmowym festiwalem muzycznym, ze znacznie większym potencjałem niż w przypadku odbywających się w zbliżonym czasie Juwenalii Śląskich.

Posłuchaj wywiadu z L.Stadt: http://www.sendspace.com/file/3wb20x

Tekst i zdjęcia: Sławomir Kruk

Chillout night, 19.05.2010

oto setlista spontanicznej, niekontrolowanej i stworzonej częściowo przez was audycji nocnej z środy na czwartek:

1: Moby - I'm not Worried At All (18)
2: Air France - June Evening (No Way Down)
3: Air France - Collapsing At Your Door Step (No Way Down)
4: Blur - Me, White Noise (Think Tank)
5: Sigur Ros - Untitled 3 ( () )
6: Radiohead - Kid A (Kid A)
7: Hot Chip - Boys From School (The Warning)
8: Nouvelle Vague - Heart of Glass (Bande a'Part)
9: Husky Rescue - Blueberry Tree II (Ghost Is Not Real)
10: Husky Rescue - Silent Woods (Ghost Is Not Real)

Niestety, dalsza część audycji, z przyczyn technicznych się niezarejestrowała, stąd dla formalności podam rozpiskę utworów:

11: Mondomo - Penso Ascoltando
12: Bonobo - Nighlite (Days To Come)
13: Royksopp - What Else Is There (The Understanding)
14: The XX - Fantasy (XX)
15: Brian Eno - The Big Ship (Another Green World)
16: Smolik - Dig It In (Smolik 2)
17: Kapela Ze Wsi Warszawa - 1.5h (Infinity)
18: Broken Social Scene - Pacific Theme (You Forgot It In People)
19: Yo La Tengo - By Two's (Popular Songs)
20: Moloko - The Time Is Now (Things To Make And Do)
21: Bon Iver - Beach Baby (Blood Bank)


Posłuchaj audycji:

19 maja 2010

Setlista 19.05.2010r.

1. The Raveonettes - That Great Love Sound ("Chain Gang of Love",2003)
2. Broken Social Scene - Texico Bitches ("Forgiveness Rock Record",2010)
3. Broken Social Scene - Romance to the Grave ("Forgiveness Rock Record",2010)
4. Ratatat - Party With Children ("LP4",2010)
5. Caribou - Odessa ("Swim",2010)
6. Spięty - Bajka o Śmierci ("Antyszanty",2009)
7. The Tough Alliance - Make It Happen ("Make It Happen",2004)
8. Foals - This Orient ("Total Life Forever",2010)
9. Jens Lekman - The Opposite of Hallelujah ("Night Falls Over Kortedala",2007)
10. Archie Bronson Outfit - Dead Funny ("Derdang Derdang",2006)

Posłuchaj audycji: http://www.sendspace.com/file/3wwbwt

13 maja 2010

Oceniamy: Broken Social Scene - Forgiveness Rock Record



Trochę Wilco, trochę Tv On The Radio, trochę The Cure a wszystko spowite romantycznym uniesieniem godnym Arcade Fire. To wszystko jest na nowej, fantastycznej płycie Kanadyjczyków z Broken Social Scene, albumie Forgiveness Rock Record. Czekaliśmy na ten album okrągłe pięć lat i warto było. Na nowej płycie zebrano masę rewelacyjnych, świeżych pomysłów.

Płytę wyprodukował znany nam John McEntire, odpowiedzialny choćby za ostatnie wydawnictwo The Car Is On Fire - Ombarrops! Charakterystyczne brzmienie gitar, tu jakby rozstrojone, gdzie indziej przesterowane, typowe dla tego producenta słychać n a FRR doskonale. Tradycyjnie już mamy do czynienia z długim albumem, tutaj ponad 60-minutowym, w których to dostajemy niemało, bo aż 14 kompozycji. Już pierwszy kawałek, singlowy World Sick przypomina klimatem stan emocjonalny tuż przed samobójstwem. Spokojne, oparte na wiolonczeli partie przeplatają głośne, gitarowe frazy połączone z lamentowym wokalem
"I get world sick every time I take a step
I get world sick, my love is for my land"...

Tak już zostanie niemal do końca: między sobą "walczyć" będą smyczki, trąbki i gitary. Jakkolwiek, niektóre kawałki urzekają prostotą i dają odpocząć niejako po porcji emocjonalnego ładunku utworów poprzedzających. Texico Bitches na przykład to melodyjność i radość Clap Your Hands Say Yeah! a Highway Slipper Jam dosłownie koi rany po niesfornym Art House Director swoim klimatem rodem z filmów drogi. Swoistą, nieco alternatywną suitę prezentuje Ungrateful Little Father, w połowie typowe Wilco, ale w drugiej połowie muzyczny miszmasz oparty jakby na organach, odgłosach dzwoneczków tudzież zebranych glitchy. Najbardziej normalnym kawałkiem jest tu chyba Sweetest Kill, absolutna doskonałość pod względem muzycznego umiarkowania i umiejętności budowania nastroju. Kapitalne wrażenie robi także Water In Hell; pełna pasji opowieść o tym, że nikt nie lubi przegrywać zbudowana wokół wyjącego niemal chóru, trochę jakby wziąć Micka Jaggera i pomnożyć razy cztery. Swoją drogą klimat późnych Stonesów jest tutaj obecny.

Tak właśnie w dużym skrócie wygląda i brzmi nowy Broken Social Scene. Tak sobie pomyślałem, że gdyby Mickiewicz żył, pewnie byłby zachwycony. Można się przy tym zakochać, ale trzeba uważać, bo równie dobrze można skoczyć z mostu. Ale jeśli już skakać, to najlepiej wziąć do ręki Forgiveness Rock Record... Najmocniejsza piątka w historii moich piątek.

Ocena: 5
Wystawił: Marcin Bareła oczywiście

Posłuchaj utworów z nowej płyty







12 maja 2010

Setlista 12.05.2010r.

1. The Knife - Heartbeats ("Deep Cuts",2003)
2. Furia Futrzaków - Brokat ("Furia Futrzaków",2010)
3. The Dead Weather - Die By the Drop ("Sea of Cowards",2010)
4. Sam Amidon - How Come That Blood ("I See The Sign",2010)
5. The National - Vanderlye Crybaby Geeks ("High Violet",2010)
6. L.Stadt - March ("L.Stadt",2008)
7. Shearwater - Runners of the Sun ("The Golden Archipelago",2010)
8. I Am Kloot - Cuckoo ("I Am Kloot",2003)
9. L.Stadt - Ciggies

Posłuchaj audycji: http://www.sendspace.com/file/52p6a7

Noc z chilloutem w Radiu Egida

Audycja przeniesiona na 19.05

9 maja 2010

Maj Music Festival

Zdjęcia z soboty, 08.05 (niestety pogoda nie dopisała, dlatego jakość i ilość zdjęć pozostawia wiele do życzenia).

Pierwsze zdjęcie, tuż po występie Dick4Dick dobrze obrazuje niską frekwencję na tegorocznej edycji. Teren lotniska Muchowiec świecił pustkami. Sytuację komplikowała pogarszająca się z każdą chwilą pogoda. W pewnym momencie zrobiło się wręcz niebezpiecznie:

Uchwyciłem moment zerwania się parasoli ze swoich zaczepów. Widać dwie osoby, które z trudem podtrzymują parasol. Przejdźmy do wydarzeń muzycznych. Koncert Dicków był poprawny, potem przyszedł czas na Biff, który potwierdził status jednego z najbardziej zwariowanych zespołów w branży. Ania Brachaczek między piosenkami bez przerwy zagadywała publiczność, pytając ją między innymi: "Dlaczego organizatorzy nie zadbali o pogodę?". W czasie setów, na przykład w utworze Monday, frazę "I wanna give you my love" wespół z Brachaczek zaśpiewał Hrabia Fochmann, tylko zrobił to w dość alternatywnym stylu. Wiele utworów zabrzmiało nieco inaczej niż na płycie Ano, stąd na przykład Ślązak, Jesienne Drzewa czy Moja Dziewczyna mogły zaskoczyć nawet wiernych słuchaczy Biff. Jak zwykle fantastycznie zabrzmiał utwór Kokoszone, chyba najlepszy kawałek na Ano.


Drugi, bardzo udany koncert, to występ projektu Kucz/Kulka. Niestety w jego trakcie rozpętała się prawdziwa ulewa, więc tylko garstka najcierpliwszych słuchaczy wytrwała do jego końca. Paradoksalnie - występ był jak wspomniałem niezwykle udany. Klimatycznie, ambientowe sample Kucza mieszały się z wybitną wokalizą i melodyjnością Gaby Kulki, co dawało wspaniały, alternatywno - piosenkowy efekt.


Na koniec zagrał Muniek Staszczyk, tym razem jako Muniek prezentując utwory z solowej płyty, o tytule Muniek. Autorskie piosenki od czasu do czasu wspomagały na żywo znane kawałki z repertuaru T.Love, jak Warszawa czy Stany, chociaż proszonej w czasie występu Stokrotki zabrakło. Na koniec, na bis zaprezentowano 3 piosenki, a na koniec końców klasyk Boba Dylana Like A Rolling Stone, który zabrzmiał tak doskonale, że na 4 minuty odleciałem. Kiedy się ocknąłem, Muniek żegnał się z Muchowcem i z drugim dniem Maj Music Festival.



Kiepski tekst, zdjęcia i filmy: Marcin Bareła

Oceniamy: The Morning Benders - Big Echo


The Morning Benders to kolejny zespół reprezentujący Stany Zjednoczone (Kalifornia) i prezentujący bardzo na czasie ostatnio brzmienia tzw. freak folku i popu barokowego. Producentem albumu jest Chris Taylor, jeden z członków Grizzly Bear, więc podobieństwo stylistyczne do tej właśnie kapeli nie może dziwić.

Barokowy pop ma tutaj adekwatne uzasadnienie, bowiem jedynie garstka zespołów (głównie amerykańskich) potrafi wytworzyć na swoich płytach specyficzne połączenie cukierkowego nieraz popu i brzmień rodem z filharmonii. The Morning Benders to jeden z kolejnych przykładów. Płyta Big Echo jakkolwiek, w porównaniu z nieco bardziej odważnymi, eksperymentalnymi albumami freak folku, sprawia wrażenie nieco przygładzonej.

Na całym, bardzo wszechstronnymi aranżacyjnie i brzmieniowo albumie, największe wrażenie robi Stitches, umiejętnie budujący napięcie gitarami zwiększającymi z każdą sekundą natężenie. W finale utworu, mamy niemal do czynienia z konkursem: kto głośniej zagra na gitarze. Całość robi kapitalne wrażenie. Do Grizzly Bear i ich działalności najbardziej podobny jest Pleasure Signs, utwór brzmiący niemal niczym zwolniony While You Wait For The Others. Płyta momentami "siada", psując budowany genialnymi fragmentami nastrój, jak choćby przy Mason Jar; z całego zestawu wyrzuciłbym także Promises.

W całej uszczypliwości stwierdzam z pełną odpowiedzialnością, że po Big Echo sięgnąć warto, choć powtórzę wcześniejsze zastrzeżenia i uważam tę płytę za nieco "wybrakowaną". Koniec końców, freak folk i barokowy pop mają się dobrze (przynajmniej w Stanach Zjednoczonych).






Ocena: 4
Wystawił: Marcin Bareła

8 maja 2010

Noc z chilloutem w Radiu Egida

http://thundafunda.com/5/Beaches/photos-of-Balboa-Pier-California-pictures.php

W środę, 12.05 od północy wzwyż będziemy wsłuchiwali się w leniwe i nastrojowe rytmy, które zaserwują nam artyści z kręgu chillout/ambient/lounge... Zapraszamy do włączenia się do zabawy przez nadsyłanie propozycji.

6 maja 2010

Setlista 5.05.2010r.

1. MGMT - Congratulations ("Congratulations",2010)
2. Katie Melua - The Flood ("The House",2010)
3. Crystal Castles - Celestica ("Crystal Castles",2010)
4. The Morning Benders - Stitches ("Big Echo",2010)
5. The Knife - The Height of Summer ("Tomorrow, in a Year",2010)
6. Jens Lekman - And I Remember Every Kiss ("Night Falls Over Kortadela",2008)
7. Franka De Mille - Gare du Nord ("Bridge The Roads",2010)
8. Lali Puna - Don't Think ("Scary World Theory",2001)
9. Dinosaur Jr. - Plans ("Farm",2009)
10. The Embassy - Some Indulgence ("Tacking",2005)

Posłuchaj audycji: http://www.sendspace.com/file/nf7jxm

4 maja 2010

Polski Top Wszechczasów

Oto wyniki plebiscytu słuchaczy Trójki:

1 Czesław Niemen - DZIWNY JEST TEN ŚWIAT
2 Perfect - AUTOBIOGRAFIA
3 Republika - BIAŁA FLAGA
4 Dżem - LIST DO M.
5 Obywatel G.C. - NIE PYTAJ O POLSKĘ
6 Kult - ARAHJA
7 Marek Grechuta - DNI, KTÓRYCH NIE ZNAMY
8 Aya RL - SKÓRA
9 Kult - POLSKA
10 Kult - DO ANI

A oto moja własna dziesiątka (kolejność przypadkowa):





















Wybrał: Marcin Bareła